Milion dodatkowych zajęć.
Angielski, bo wszyscy się uczą.
Niemiecki, bo język wroga trzeba znać.
Hiszpański, bo modny.
Chiński, bo mało popularny.
Japoński, bo tak.
Dołóżmy jeszcze szermierkę, karatę (błąd zamierzony ;)), pianino, jazdę konną, może jakiś floret, szachy na myślenie i sztukę malowania witraży pędzlem, bo oryginalnie.
W związku z powyższym Potwory uczęszczały li i jedynie na angielski, a starszy na szachy, bo tak. Zamarzyły im się jednakowoż sztuki walki, o czym pisałam tutaj. Ok, skoro chcą i mogą.. why not?
Tyle tylko, że codziennie teraz słyszę.
- Ale było fajnie!
- Ja już nie chcę chodzić!
- Ale się super rzeczy nauczyliśmy!
- Ale w sumie to nie kupujmy stroju, bo ja nie jestem zdecydowany!
- A na karate zrobiliśmy super rzecz!
- Mamoo, nie wiem, czy się zdecyduję!
- Na judo nauczyłem się chodzić jak szympans, zobacz!
- Ale....
Niniejszym oświadczam, że jak ta huśtawka jeszcze trochę potrwa, to odwiozą mnie do Tworek. Bez biletu zwrotnego (może się w końcu wyśpię? i nikt nic ode mnie nie będzie chciał?).
Ps. Podejrzewam dość mocno, że ów dysonans poznawczy związany jest z plejstejszyn. Ale to tylko "niczym nieuzasadnione" podejrzenia ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)