Tyle się ostatnio mówi o bezstresowym wychowaniu, że się człowiek zaczyna zastanawiać, czy przypadkiem nie wszystko jest stresogenne.
Kupy w pociągach.
Kupy w restauracjach.
Goły biust wystawiany na widok publiczny.
Karmienie po kryjomu w zasyfionej toalecie.
Dzieci zachowujące się zbyt głośno ("za dużo swobody!")
Dzieci zachowujące się zbyt cicho ("na pewno zastraszane i bite!")
Krzycz!
Nie krzycz!
Nie bij!
Nie zwracaj uwagi!
itd. ...
Długo bym tak mogła. W końcu macierzyństwo to niekończące się pasmo udręk i stresu. A już najbardziej stresują mnie te wiecznie nienażarte wołoduchy. Leci człowiek z pracy do domu z wywieszonym ozorem. Po drodze zastanawia się, czy z kawałka sałaty, jednego jajka i czerstwego chleba da się coś wyczarować na obiad. Bo jeśli nie to dupa blada. Z uszami.
Pomiędzy jedną zmianą biegów a drugą, jednym czerwonym światłem a drugim (hamulec-gaz-sprzęgło-sprzęgło-sprzęgło) dziękuje bogu, że pacholęcia szczęśliwie nakarmione. W końcu placówka zadbała. Cztery pełnowartościowe posiłki plus suchy chleb dla konia, tfu dla dziecka, co się jeszcze nie najadło (moje!!!). Wraca tenże umęczony człowiek, choć trochę ukontentowan do domu - przynajmniej jeden stres odpada, a tam...
Chała!
I weź tu człowieku wychowuj bezstresowo...
Jeżeli ktoś marzy o białych świętach, to proszę bardzo - może je sobie pooglądać na zdjęciu, filmiku, obrazkach, ramkach cyfrowych, czy gdzie tam kto co posiada. Ja wrzucam z podkładem muzycznym, co by było milej (lokowanie produktu niezamierzone ;)):
Tymczasem... zaktualizowana prognoza pogody dla Wielkopolski - otóż, proszę szanownego państwa, pada. Co za niespodzianka. W końcu pada dopiero od tygodnia. Dlaczego miałoby przestać?
Nie dość, że pada, to jeszcze wieje... I to jak. Niektórym pozrywało reklamy z balkonów (widziałam dziś o świcie), innym nawiało śmieci do ogródka. Mnie o mało nie porwało wczoraj dzieci. Starszy Syn był zachwycony, Młodszy udawał Spidermana, o tak:
Tymczasem... zaktualizowana prognoza pogody dla Wielkopolski - otóż, proszę szanownego państwa, pada. Co za niespodzianka. W końcu pada dopiero od tygodnia. Dlaczego miałoby przestać?
Nie dość, że pada, to jeszcze wieje... I to jak. Niektórym pozrywało reklamy z balkonów (widziałam dziś o świcie), innym nawiało śmieci do ogródka. Mnie o mało nie porwało wczoraj dzieci. Starszy Syn był zachwycony, Młodszy udawał Spidermana, o tak:
(dla zainteresowanych - wrócił)
W związku z powyższym, chyba czas odwołać Zimę...? Co prawda śniegu będzie brakowało, ale i bez niego można liczyć na malownicze obrazki. Zwłaszcza nocą...
Codziennie rano, stojąc przy oknie pracowej kuchni i czekając aż ekspres wypluje z siebie ten życiodajny płyn zwany kawą, obserwuję podwórko sąsiada.
Sąsiad jest w wieku bliżej nieokreślonym, stawiałabym tak okolice późnej siedemdziesiątki albo i lepiej. W zasadzie ciężko stwierdzić, głównie z racji stroju typu białe gacie po połowicy zamiast czapki i inne równie urocze elementy garderoby.
Ale.. obserwuję podwórko sąsiada z trzech powodów. Primo, żeby na czymś oko zawiesić i nie musieć konwersować z różnymi takimi. Secundo, sąsiad ma trzy przeurocze koteły, które zadymę taką robią, że żal nie obserwować.
Tertio... o tu by można epopeję pisać. Sąsiad z tych, co to im się wszystko przyda. I te przydasie gromadzi w ogródku. W zasadzie ciężko to ogródkiem nazwać - takie chyba było założenie projektanta, ale taką gemelę jak tam to głównie na wysypisku śmieci uświadczyć można.
Tym bardziej jest to fascynujące, gdyż sąsiad co tydzień (albo i częściej) tę gemelę sprząta. Szeroko pojęte porządki obejmują przekładanie drewna z miejsca na miejsce, nakrywania go brezentową płachtą, przenoszenia rur z "tarasu" na trawnik i z powrotem, przewalanie płyt pilśniowych, metalowych i innych oraz układania ich w sobie tylko znanej konfiguracji.
Dziś rano jednak odkryłam na stercie nie wiadomo czego przykrytego płachtą regularny KILOF. Nie jakąś tam siekierkę. Prawdziwy, rzetelny kilof. I tak się w głowie mej uknuła pewna myśl, że ....
... w tym szaleństwie jest metoda!
Idę o zakład, że sąsiad jest cichym fanem minecrafta i na swym podwórku tworzy w trybie creativ różnego rodzaju zasadzki, by koteły miały się gdzie wyszaleć na surviwalu!
Ha!
Sąsiad jest w wieku bliżej nieokreślonym, stawiałabym tak okolice późnej siedemdziesiątki albo i lepiej. W zasadzie ciężko stwierdzić, głównie z racji stroju typu białe gacie po połowicy zamiast czapki i inne równie urocze elementy garderoby.
Ale.. obserwuję podwórko sąsiada z trzech powodów. Primo, żeby na czymś oko zawiesić i nie musieć konwersować z różnymi takimi. Secundo, sąsiad ma trzy przeurocze koteły, które zadymę taką robią, że żal nie obserwować.
Tertio... o tu by można epopeję pisać. Sąsiad z tych, co to im się wszystko przyda. I te przydasie gromadzi w ogródku. W zasadzie ciężko to ogródkiem nazwać - takie chyba było założenie projektanta, ale taką gemelę jak tam to głównie na wysypisku śmieci uświadczyć można.
Tym bardziej jest to fascynujące, gdyż sąsiad co tydzień (albo i częściej) tę gemelę sprząta. Szeroko pojęte porządki obejmują przekładanie drewna z miejsca na miejsce, nakrywania go brezentową płachtą, przenoszenia rur z "tarasu" na trawnik i z powrotem, przewalanie płyt pilśniowych, metalowych i innych oraz układania ich w sobie tylko znanej konfiguracji.
Dziś rano jednak odkryłam na stercie nie wiadomo czego przykrytego płachtą regularny KILOF. Nie jakąś tam siekierkę. Prawdziwy, rzetelny kilof. I tak się w głowie mej uknuła pewna myśl, że ....
... w tym szaleństwie jest metoda!
Idę o zakład, że sąsiad jest cichym fanem minecrafta i na swym podwórku tworzy w trybie creativ różnego rodzaju zasadzki, by koteły miały się gdzie wyszaleć na surviwalu!
Ha!
Doprawdy nie wiem, gdzie, kiedy i jak, a przede wszystkim DLACZEGO TAK SZYBKO Syn Młodszy łapie treści reklamowe.
TV u nas jak na lekarstwo. Zwłaszcza tej z reklamami. I to jeszcze mocno limitowana. Podejrzewam youtube i chyba nie całkiem bezpodstawnie.
Anyway...
Wczorajszy dialog podczas kąpieli Młodszego:
- Mamoooo, jesteś głodna?
(biorąc pod uwagę kolację chwilę wcześniej spojrzałam na dziecię lekko podejrzliwie)
- Nieee, a dlaczego pytasz?
- Bo głodna nie jesteś sobą... (plus szatański chichot).
Kurtyna.
TV u nas jak na lekarstwo. Zwłaszcza tej z reklamami. I to jeszcze mocno limitowana. Podejrzewam youtube i chyba nie całkiem bezpodstawnie.
Anyway...
Wczorajszy dialog podczas kąpieli Młodszego:
- Mamoooo, jesteś głodna?
(biorąc pod uwagę kolację chwilę wcześniej spojrzałam na dziecię lekko podejrzliwie)
- Nieee, a dlaczego pytasz?
- Bo głodna nie jesteś sobą... (plus szatański chichot).
Kurtyna.
Jako że młodzież coraz bardziej wyrafinowanym słownictwem rzuca w swoją stronę, a od epitetów powstałych w tych jakże lotnych umysłach wyobraźnia puchnie, wprowadzony został system reperkusji pieniężnych.
Za każde przekleństwo, które wyrwie się mniej lub bardziej świadomie wędruje do krówki-skarbonki 5 zł. Każda odzywka odbiegająca od szeroko pojętej normy grzecznościowej zasila krówkę dwuzłotówką.
Efekt jest jak najbardziej wymierny.
W przeciągu tygodnia udało nam się zebrać całkiem pokaźną sumkę. Do wakacji na pewno nazbieramy na co najmniej dwutygodniowy pobyt nad morzem. I to niekoniecznie polskim. Dla czterech osób. A może nawet więcej. O ile urlopy się sparują. I to PIĘCIOZŁOTÓWEK!
Szkoda tylko, że ląduje tam w głównej mierze spora część mojej pensji...
Ps. Jako Matka powinnam chyba mieć jakieś zniżki?!?
Za każde przekleństwo, które wyrwie się mniej lub bardziej świadomie wędruje do krówki-skarbonki 5 zł. Każda odzywka odbiegająca od szeroko pojętej normy grzecznościowej zasila krówkę dwuzłotówką.
Efekt jest jak najbardziej wymierny.
W przeciągu tygodnia udało nam się zebrać całkiem pokaźną sumkę. Do wakacji na pewno nazbieramy na co najmniej dwutygodniowy pobyt nad morzem. I to niekoniecznie polskim. Dla czterech osób. A może nawet więcej. O ile urlopy się sparują. I to PIĘCIOZŁOTÓWEK!
Szkoda tylko, że ląduje tam w głównej mierze spora część mojej pensji...
Ps. Jako Matka powinnam chyba mieć jakieś zniżki?!?
Są takie dni w życiu, kiedy jedynym przyjacielem staje się słoik nutelli. Taki kilogramowy. Albo od razu najlepiej dziesięciokilogramowy.
Jako że nie jadam nutelli, pozostaje mi wino. W ilościach hurtowych.
Tych niestety w tygodniu staram się nie konsumować. Patrole policyjne o świcie, wesoło machające mi przed zaspanym nosem alkomatem, skutecznie mnie do tego zniechęciły.
I tak z braku doraźnych środków leczniczych, z braku bóg wie czego, pozostaje mi jedyny środek, który może (przy czym to "może" to takie bardziej do szalejącego oceanu zbliżone jest) zadziała - grafomania.
Nie lubię okresu około świątecznego. O ile listopad jestem w stanie przeżyć niejako siłą rozpędu, to na początku grudnia wyglądam tak:
Jako że nie jadam nutelli, pozostaje mi wino. W ilościach hurtowych.
Tych niestety w tygodniu staram się nie konsumować. Patrole policyjne o świcie, wesoło machające mi przed zaspanym nosem alkomatem, skutecznie mnie do tego zniechęciły.
I tak z braku doraźnych środków leczniczych, z braku bóg wie czego, pozostaje mi jedyny środek, który może (przy czym to "może" to takie bardziej do szalejącego oceanu zbliżone jest) zadziała - grafomania.
Nie lubię okresu około świątecznego. O ile listopad jestem w stanie przeżyć niejako siłą rozpędu, to na początku grudnia wyglądam tak:
Powodów jest oczywiście cała masa.
Primo: prezenty świąteczne. Zastanawianie się, czy wymyślone prezenty zadowolą, spełnią standardy, będą tymi wymarzonymi przyprawia o ból głowy. Ale to jeszcze nic.
Secundo: cena ww. To już nie jest ból głowy. To nawet nie jest migrena. To jest klasyczny zawał. Albo wylew. Jak kto woli. Zwłaszcza ceny prezentów dla dzieci, która to nagle, nie wiadomo dlaczego (ależ oczywiście, że wiadomo :]) skaczą o 100, 200 czy nawet 300 %.
Tertio: ta wieczna bieganina. Ludzie zachowują się jak w amoku. Potrącają, krzyczą, popychają. Jakby by się cofnęli te 25 lat i złapali z półki coś więcej niż tylko ocet. Nie lubię ludzi. Nie lubię jak się o mnie ocierają. Nie lubię tłumów. Zapachu potu. Szaleństwa. W zasadzie to jak w tym powiedzeniu "nie lubię ludzi z powodu WSZYSTKIEGO".
Quatro: kasa. Z racji powyższego, z racji nikłych zarobków, z racji jeżdżenia po lekarzach w kółko (niestety próba jeżdżenia na powietrzu zakończyła się fiaskiem - nie polecam), z racji miliona różnych innych powodów jej brak mnie dobija. Tak strasznie dużo miesiąca na koniec pieniędzy..
Quinto...
Sexto...
Septimo...
Octavo...
Nono...
I tak dalej...
Weltschmerz jak się patrzy. Jak nie ma nutelli i nie ma wina, włażę dzieciom do łóżka. Jak śpią. Przytulam się do posapujących i ze zniecierpliwieniem natychmiast wierzgających i zastanawiam się, jak długo jeszcze... I jakże bolesna jest świadomość, że wiele już takich przytuleń nie zostało. Że nieuchronnie nadciąga ten dzień, kiedy będą się mnie wstydzić. A przytulać nie będą się chciały wcale.
Wtedy pozostaną już tylko stare dobre hantle. I pompki. O 3 nad ranem. Dobrze robią. Sprawdziłam. Tylko strasznie ciężko potem do pracy wstać.
- Mamooo, kto u Was wczoraj wieczorem był? - zadał pytanie Syn Młodszy, wskazując jednoznacznie ręką na stół w kuchni.
Na stole stał sobie pusty kufel, dwa kubki i paluszki w szklance.
- Jak to kto był?
- Pytam się, kto u Was był? Dla siebie nie robilibyście przyjęcia.
Oh, well...
Na stole stał sobie pusty kufel, dwa kubki i paluszki w szklance.
- Jak to kto był?
- Pytam się, kto u Was był? Dla siebie nie robilibyście przyjęcia.
Oh, well...
Tegoroczne prezenty świąteczne tudzież około świąteczne (imieniny, urodziny, mikołajki, dzień blacharza, plastikowej lali, głośnego czytania i inne) sponsoruje Gra_Której_Fenomenu_Dorosły_Nie_Zrozumie ;)
Zamówienia na zabawki wszelakie, wielostronicowe epistoły do Gwiazdora:
z wersją obrazkową jakby się Święty nie zorientował:
Dosłownie dookoła Wojtek i wkoło Macieju Minecraft. Od klocków, poprzez gry, książki, breloczki, maskotki i inne... liczy się tylko ta jedna gra.
"Święty" to nawet próbował nieco zmanipulować kierunek myślenia. Dostarczył genialny Zamek Zagadek, wciągający Cień smoka - i co? Ano gucio, o 6 rano zainteresowanie było tylko jednym tematem:
Ps. Dostałam cynk od Świętego, który powoli traci cierpliwość... woli być jak Pan Kuleczka niż w formie kwadratu. 24.12 nastąpi próba odwrócenia uwagi Młodzieży. Ciekawe czy się uda ;)
Zamówienia na zabawki wszelakie, wielostronicowe epistoły do Gwiazdora:
z wersją obrazkową jakby się Święty nie zorientował:
Dosłownie dookoła Wojtek i wkoło Macieju Minecraft. Od klocków, poprzez gry, książki, breloczki, maskotki i inne... liczy się tylko ta jedna gra.
"Święty" to nawet próbował nieco zmanipulować kierunek myślenia. Dostarczył genialny Zamek Zagadek, wciągający Cień smoka - i co? Ano gucio, o 6 rano zainteresowanie było tylko jednym tematem:
Ps. Dostałam cynk od Świętego, który powoli traci cierpliwość... woli być jak Pan Kuleczka niż w formie kwadratu. 24.12 nastąpi próba odwrócenia uwagi Młodzieży. Ciekawe czy się uda ;)
- Mamoooo? a ludzie to kim są? - padło pytanie jak to zwykle bywa, znienacka.
- Jak to kim są? - czasem ciężko się ogarnąć i zorientować o co tak naprawdę Syn Młodszy pyta.
- No, kim są? Bo ja na przykład jestem gadem, a ludzie kim są?
Kurtyna.
Ps. Ykhyh... owszem, zdarza mi się powiedzieć do Synulca "ty gadzino", ale nie sądziłam że tak sobie do serca to weźmie. Muszę iść sprawdzić, czy mu przypadkiem łuski nie rosną. Albo ogon jakowyś ;)
- Jak to kim są? - czasem ciężko się ogarnąć i zorientować o co tak naprawdę Syn Młodszy pyta.
- No, kim są? Bo ja na przykład jestem gadem, a ludzie kim są?
Kurtyna.
Ps. Ykhyh... owszem, zdarza mi się powiedzieć do Synulca "ty gadzino", ale nie sądziłam że tak sobie do serca to weźmie. Muszę iść sprawdzić, czy mu przypadkiem łuski nie rosną. Albo ogon jakowyś ;)
Jako gospodyni doskonale zasługująca na taki kubeczek (niech Mikołaj patrzy!)
(dostępny tutaj)
stertę prania mam przeogromną w domu. Na szczęście już tylko do prasowania i segregacji, bo pralka swoje odwaliła. Tylko mnie się nie chce.
Anyway...
Wyciągnęłam dziś ostatnią czystą i posegregowaną parę majtek dziecięcych dla Syna Młodszego.
Pech chciał (dla mnie pech ofkors), że były to bokserki, których Młody na co dzień nie nosi.
Dziecię gacie na dupkę wdziało tylko nieco się dziwiąc i zadało pytanie zasadnicze:
- A dlaczego takie majty dziś?
(no przecież nie przyznam się do lenistwa własnego... głupia bym była)
- Ponieważ to są takie cieplutkie majty, żeby ci w pupę ciepło było. Tata też takie nosi - wiłam się jak piskorz z tłumaczeniami, bo jak bachor odmówi włożenia, to chyba tylko własne mu na dupinę wcisnę - to są BOKSERKI!
Odwołałam się do ulubionego sportu dziecięcia, czego też zaraz pożałowałam, dzieciu bowiem oczy zaświeciły się blaskiem radosnym.
- Bokserki? Ja LUBIĘ boks! - oświadczył, co też zaraz udowodnił czynem.
I tak oto wysoki sądzie zaświadczam uroczyście, że to nie mąż mnie pobił. Zupa nie była za słona. W ogóle jej nie było. Jak i całego obiadu. I kolacji też nie (no naprawdę zasługuję na ten kubek!)...
(dostępny tutaj)
stertę prania mam przeogromną w domu. Na szczęście już tylko do prasowania i segregacji, bo pralka swoje odwaliła. Tylko mnie się nie chce.
Anyway...
Wyciągnęłam dziś ostatnią czystą i posegregowaną parę majtek dziecięcych dla Syna Młodszego.
Pech chciał (dla mnie pech ofkors), że były to bokserki, których Młody na co dzień nie nosi.
Dziecię gacie na dupkę wdziało tylko nieco się dziwiąc i zadało pytanie zasadnicze:
- A dlaczego takie majty dziś?
(no przecież nie przyznam się do lenistwa własnego... głupia bym była)
- Ponieważ to są takie cieplutkie majty, żeby ci w pupę ciepło było. Tata też takie nosi - wiłam się jak piskorz z tłumaczeniami, bo jak bachor odmówi włożenia, to chyba tylko własne mu na dupinę wcisnę - to są BOKSERKI!
Odwołałam się do ulubionego sportu dziecięcia, czego też zaraz pożałowałam, dzieciu bowiem oczy zaświeciły się blaskiem radosnym.
- Bokserki? Ja LUBIĘ boks! - oświadczył, co też zaraz udowodnił czynem.
I tak oto wysoki sądzie zaświadczam uroczyście, że to nie mąż mnie pobił. Zupa nie była za słona. W ogóle jej nie było. Jak i całego obiadu. I kolacji też nie (no naprawdę zasługuję na ten kubek!)...