Nad życiem zadumanie
09:23:00
Większość bajek kończy się słynnym "i żyli długo i szczęśliwie". Nie tym razem.
Ten październikowy łikend już chyba zawsze będzie mi się kojarzył z nieuchronnym odejściem. I nie mam tu na myśli jedynie odejścia Ani. Zanim bowiem dowiedziałam się o tym w niedzielę wieczorem, dwa zupełnie inne wydarzenia wstrząsnęły naszą małą prywatnością.
Pierwsze - wypadek Julesa Bianchiego. Zawsze gdy na torze F1 dzieje się coś takiego, jak za naciśnięciem magicznego przycisku wracają wydarzenia z 1994 roku. F1 to niebezpieczny sport. Zabiera zbyt wcześnie, zbyt młodo.
Drugie - o charakterze bardzo prywatnym, wstrząsnęło mną bardzo. Jak to jest, że ktoś jest, a za chwilę go nie ma. Tak nagle. Niespodziewanie zupełnie.
W jednej chwili masz 20 lat, wymarzone studia, perspektywy, marzenia, nieograniczone możliwości.
W drugiej... nie masz nic. Nie ma już ciebie. Potworny ból, szok dla bliskich, niezrozumienie.
Nie da się otrząsnąć z czegoś takiego jak śmierć dziecka. Nie mam zrozumienia dla cierpienia, śmierci młodych, pełnych życia osób.
Nikt nie zna dnia, ani godziny. Smutne, ale bardzo prawdziwe.
Niestety.
0 komentarze
Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)