O fotografii słów kilka
14:30:00Jak już gdzieś wspominałam, łikend był intensywny.
Najbardziej zaś intensywna była sobota. Zostałam jakiś czas temu poproszona o bycie drugim ("ta druga" - czasem nawet brzmi dumnie ;) ) fotografem. Wiązało się to z przeorganizowaniem wyjazdowego łikendu, ale czego się nie robi dla tej odrobiny sławy :P
Kościół - całkiem przyzwoity, względnie jasny, nie powinno być zatem problemów (naiwna!).
Przedkościelne podwórko - gdyby nie wściekłe słońce prosto w oczy i afrykańskie temperatury, nie było by tak źle.
Sala - należało by tu zasunąć zasłonę milczenia. Ale się nie da. Pierwsze co nam - a przynajmniej mi choć podejrzewam, że nie tylko mi - do głowy przyszło to: "o cholera" (tylko w tej wersji mniej cenzuralnej ;) ). Ciemno to mało powiedziane. Nie dość, że oświetlenie lipne, bo sala w podziemiach, to jeszcze w kolorystyce stroboskopowo-fioletowo-zielonej. Palce lizać ;) Taka wisienka na torcie.
Ale nic to, co nas nie zabije to... zrobimy w czerni i bieli :P
Tajemnicą poliszynela jest bowiem, że jak coś w kolorze nie wychodzi (a osobiście zdarza mi się miewać problemy z zarządzaniem barwą), to w wersji mało kolorowej da się to uratować - wyciągnąć zmarszczki, z brzydkiego zrobić mniej brzydkie, podkręcić kontrast, przymknąć oko na nieostrości.
No a jeśli się nie da, to pozostaje jeszcze jedno wyjście: upierać się, że tak miało być!
Ot, autorska interpretacja z dużą ilością mydła, szumu, ziarna i bez widocznych rzęs. O!
JestĘ ArtystOM, pffff ;)
0 komentarze
Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)