I had a dream..., czyli opowiastka z poświąteczną puentą.
14:20:00
Umysł ludzki jest dla mnie wielką zagadką. Jak bardzo można sobie jakiś temat wkręcić? Oj, bardzo. Zazwyczaj nic mi sie nie śni. Padam jak kamień i budzę się z bólem następnego dnia rano. Wolałabym koło południa, ale wiadomo.
Tym razem jednak miałam sen. A nawet dwa. Dzień po dniu. A właściwie noc po nocy. Nie widzę między nimi zależności. No chyba, że przyjąć, iż oba były baaaardzo realistyczne.
Epizod I
Śniło mi się całkiem niedawno, że jestem w ciąży. Niby nic wielkiego. Ludzka rzecz.
Tylko że tej nocy mój umysł postanowił urodzić.
Przeprowadzić mnie przez poród od początku do końca (wiem, o czym mówię, już to robiłam ;) )
Pal licho rosnący brzuch - w sumie nawet fajne, jak komuś nie żal wypracowanego latami kaloryfera.
Pal licho nawet to odejście wód - w tym wypadku obeszło się bez tego.
Ale przeżywanie bólu porodowego krzyżowego we śnie - najgorszemu wrogowi nie polecam.
Ból realny, że aż mnie wybudzał.
Po przebudzeniu nie przechodził.
I jeszcze się dziwiłam, że dziecko się nie rusza!!!
Schiza kompletna. Nie wiem niestety, czy to się leczy. Słyszałam, że kolejną ciążą ;)
Epizod II
Epizod drugi był jeszcze bardziej realistyczny. Z serii tych, które raz na jakiś czas mnie nawiedzają.
Nocą przychodzi do mnie mężczyzna... Fajnie nie?
Akurat!
Cicho i delikatnie, ręką odzianą w czarną rękawiczkę naciska klamkę.
Na palcach skrada się do sypialni, w której śpię.
Z Mężem.
Na całe szczęście, bo inaczej to bym na pewno ze strachu zwariowała.
Podchodzi do mnie i morduje na różne wyszukane sposoby.
Zazwyczaj budzę się z bijącym sercem i paniką w ledwo co rozwartych ślepiach.
A mówią, że sny to projekcja najgłębiej skrywanych pragnień.
Hmm... czyżbym pragnęła być zabijana wielokrotnie? :P
Ps. Chyba nie powinnam się tak obżerać na noc :P
0 komentarze
Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)