Zastanawiałam się ostatnio, co przyniesie czwarty dzień WOLNOŚCI ;)
Jak zwykle miałam jakieś tam mętne plany (a może kino, a może pobiegamy, a może basen, a może...), ale rzeczywistość jak zwykle zaskakuje. Prawie jak w tym oklepanym kawale:
- Chcesz pana Boga rozbawić?
- ...
- Opowiedz mu o swoich planach.
Of kors plany jak to z planami bywa, zwłaszcza tak mętnymi, wzięły w łeb. Tym razem za pośrednictwem apelu udostępnionego na twarzoczaszce. Zdarza mi się podchodzić do niektórych apelów o pomoc, wsparcie finansowe i bógwiecojeszcze sceptycznie. W sieci pojawia się masa rozmaitych łańcuszków, kawałów poczynionych na nieświadomych niczego ludziach i spamów rozmaitych. Tym razem jednak było inaczej.
Przeczytany przeze mnie apel dotyczył bowiem dziecka - a tu rzadko kiedy jestem w stanie przejść obojętnie (nie na darmo żebraczki na ulicy faszerują dzieci narkotykami, by cały czas spały i wyglądały na biedne - tak najłatwiej dotrzeć do kamiennych serc przechodniów, metodą na dziecko).
Potrzebna jest krew. Grupa zgodna z moją. Co więcej, grupa zgodna również z krwią Męża. Sprawdziłam stronę RCKiC, gdzie na bieżąco podawane jest zapotrzebowanie na poszczególne grupy - naszej mają wartość krytyczną. W zasadzie nie zastanawialiśmy się wcale, tylko prosto z fabryki pojechaliśmy do punktu pobrań.
W RCKiC można oddać krew ot tak, można też oddać dla konkretnej osoby. Taki też był nasz cel.
Rejestracja.
Ankieta.
Wstępne badania.
Lekarz.
I tu niestety polegliśmy. Mąż, jako Honorowy Dawca od lat, na miesiąc (zdyskwalifikował go wakacyjny wyjazd - kraj potencjalnego ryzyka, jednak nie tak wielkiego, by za miesiąc nie móc pojawić się tam znów).
Gorzej ze mną - jak to pan doktor, skąd inąd przemiły człowiek, stwierdził: Pani ma dla kogo żyć, wiec umówmy się, że w tej rodzinie tylko mąż będzie oddawał krew.
Well... wyniki aż takie najgorsze nie były, da się z nimi żyć (co widać na załączonym obrazku), żeby się jednak nimi dzielić to niekoniecznie.
I tak oto plan poszedł się bujać :(
Żałuję.
Bardzo.
Jak zwykle miałam jakieś tam mętne plany (a może kino, a może pobiegamy, a może basen, a może...), ale rzeczywistość jak zwykle zaskakuje. Prawie jak w tym oklepanym kawale:
- Chcesz pana Boga rozbawić?
- ...
- Opowiedz mu o swoich planach.
Of kors plany jak to z planami bywa, zwłaszcza tak mętnymi, wzięły w łeb. Tym razem za pośrednictwem apelu udostępnionego na twarzoczaszce. Zdarza mi się podchodzić do niektórych apelów o pomoc, wsparcie finansowe i bógwiecojeszcze sceptycznie. W sieci pojawia się masa rozmaitych łańcuszków, kawałów poczynionych na nieświadomych niczego ludziach i spamów rozmaitych. Tym razem jednak było inaczej.
Przeczytany przeze mnie apel dotyczył bowiem dziecka - a tu rzadko kiedy jestem w stanie przejść obojętnie (nie na darmo żebraczki na ulicy faszerują dzieci narkotykami, by cały czas spały i wyglądały na biedne - tak najłatwiej dotrzeć do kamiennych serc przechodniów, metodą na dziecko).
Potrzebna jest krew. Grupa zgodna z moją. Co więcej, grupa zgodna również z krwią Męża. Sprawdziłam stronę RCKiC, gdzie na bieżąco podawane jest zapotrzebowanie na poszczególne grupy - naszej mają wartość krytyczną. W zasadzie nie zastanawialiśmy się wcale, tylko prosto z fabryki pojechaliśmy do punktu pobrań.
W RCKiC można oddać krew ot tak, można też oddać dla konkretnej osoby. Taki też był nasz cel.
Rejestracja.
Ankieta.
Wstępne badania.
Lekarz.
I tu niestety polegliśmy. Mąż, jako Honorowy Dawca od lat, na miesiąc (zdyskwalifikował go wakacyjny wyjazd - kraj potencjalnego ryzyka, jednak nie tak wielkiego, by za miesiąc nie móc pojawić się tam znów).
Gorzej ze mną - jak to pan doktor, skąd inąd przemiły człowiek, stwierdził: Pani ma dla kogo żyć, wiec umówmy się, że w tej rodzinie tylko mąż będzie oddawał krew.
Well... wyniki aż takie najgorsze nie były, da się z nimi żyć (co widać na załączonym obrazku), żeby się jednak nimi dzielić to niekoniecznie.
I tak oto plan poszedł się bujać :(
Żałuję.
Bardzo.