Mistrzyni Chaosu
09:05:00
Jakoś nam się tegoroczny wyjazd wakacyjny nie składa. Od początku coś było z nim nie tak i pozostaje mieć nadzieję, że to li i jedynie dobra wróżba na przyszłość ;)
Kiedy w zeszłym roku mniej więcej o tej samej porze wyjeżdżaliśmy na południe, miałam pi razy oko zapięte wszystko na ostatni guzik.
Z wiekiem chyba jednak spada moja zdolność samoorganizacji :P albo staram się łapać zbyt wiele srok za jeden ogon jak pewien szef pewnego stowarzyszenia w okolicy (zainteresowani wiedzą o co chodzi, a nazwisk wymieniać jednakowoż nie będę).
Anyway... gdzieś na początku tygodnia, będąc w czarnej dupie czasowo-organizacyjnej, doszłam do wniosku, że w zasadzie to starczy kasa, karty, dowody osobiste, a resztę się ogarnie JAKOŚ. Przy czym słowo "jakoś" jest tu jak najbardziej adekwatnym.
Z biegiem tygodnia jednak złamałam się i postanowiłam jakoś zapanować nad tym burdelem. A przynajmniej spróbować. Tak oto powstały trzy listy:
- do zrobienia
- do kupienia
- do zabrania
Przy czym z racji tego, że Mąż od tygodnia przebywa na urlopie 90% listy pierwszej spadło na niego. Można się tylko domyślić, jak bardzo się ucieszył ;) (ciekawam jego reakcji po dzisiejszej wizycie z Synem Młodszym w Poradni Specjalistycznej... jakie tam cuda odchodzą pisałam już wiele razy).
No więc listy powstały, tylko z ich realizacją licho idzie i jakoś tak się stało, że zostawiliśmy wszystko na ostatnie 2 dni przed wyjazdem. Przy czym ja ten ostatni dzień spędzam w fabryce of kors.
Gdzie zatem przykładna Matka Polka spędza wieczór przeznaczony na przygotowania do wyjazdu? Na spotkaniu klubu foto :D Cudnie było. Tyle że jak wróciłam do domu, ogarnęłam się zawodowo i rozpoczęłam żmudny proces pakowania... zastał mnie niemal świt. Bywa.
Ale nic... 30% przedwyjazdowych list "to do" zrealizowane. A reszta... jakoś pójdzie. JAKOŚ.
PS. W sumie dobrze, że mi w środku nocy nie przyszło do głowy, by iść pobiegać ;)
0 komentarze
Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)