Jajko z dupki

10:09:00


Święta, święta, święta za pasem! Pisanki, kraszanki, malowane jaja, kurczaczki i cały ten wielkanocny spleen.. dopadło i nas. Z racji szkoły. Bo w domu to niestety w temacie kiepskawo. Ledwo udało nam się nieco odgruzować potworny pokój.

Szkoła jednakże nie ustaje w staraniach, by nas - rodziców zapracowanych - odciążyć nieco w obowiązku przekazywania potomstwu zwyczajów i tradycji. I tak jak na Boże Narodzenie dzieci zwyczajowo tworzą hurtowo ozdoby choinkowe, pieką pierniczki itp. tak na Wielkanoc wypłynął temat warsztatów ze zdobienia jajek (bez skojarzeń proszę :P).

Potworek wielbiący swą ambitną Wychowawczynię ponad wszystko, podszedł do tematu poważnie i molestował mnie na okoliczność konieczności przyniesienia odpowiednich materiałów.

A jak wiadomo: skoro Wielkanoc, to jaja.

A jak jaja, to wydmuszki.

WYD-MUSZ-KI!!!

I tak oto wieczoru pewnego zaanonsował:

- Mamooo, ja na jutro potrzebuję TRZY wydmuszki.

O matko z córką!

Nigdy w życiu nie robiłam wydmuszki jajka! Ani żadnej innej! (nie wiem, czy w ogóle są jakieś inne).

Ale jako matka żyjąca w wiecznym poczuciu winy (brak czasu), obiecałam zrobić wydmuszki. Zadanie trudne, a przy moim manualnym antytalencie wręcz niewykonalne. Jak się w ogóle do tematu zabrać?

Rozpoczęłam od odpalenia laptopa! Jak wiadomo, internet bazą wiedzy wszelakiej, na YT filmiki są dostępne na każdy temat. Może będzie instrukcja robienia wydmuszek.

BYŁA!

Na początek kazali wziąć igłę. MIAŁAM!

I jajka. Były!

A potem igiełką myk-myk dziurki w jajku z obu stron.

Banał - pomyślałam. I to był błąd.

Pierwsze jajko rozpadło mi się w rękach. Nie wiem z czego oni je teraz robią, z najbardziej kruchej porcelany chyba.

Drugie... z jednej strony dziurka cudo. Z drugiej - na pół jajka. Do wyrzucenia.

Dłubałam igłą w tych jajach jak nawiedzona, a ich ilość w lodówce malała w zastraszającym tempie. Po jakiejś pół godzinie męczarni wydłubałam sześć dziurek względnie nadających się do użytku. Że jedno jajo lekko nadpękło... Well, może nikt nie zauważy.

To lecim dalej... Jak już mamy dziurkę w jajku z obu stron, wydmuchujemy (no nic nie poradzę, takie słowo) zawartość do miseczki.

Zaraz. Ale jak: WYD-MU-CHU-JE-MY?

Znaczy trzeba przyłożyć moje nieskalane niczym usteczka do jaja i... dmuchać???

Ale... dmuchać?

Przecież ta kura to jajko miała w... dupce.

W DUP-CE!

I ja mam je teraz dmuchać? Takie z dupki?

Nieee...

Internet innego rozwiązania nie pokazał...

Następnego dnia dumna i blada zaprezentowałam wydmuszki Synu Młodszemu. Potworek zachwycony jak prosię w deszcz, zapakował resztki po jajcach do pudełka, pudełko do plecaka, po czym pognał do szkoły.

Dopiero po południu dowiedziałam się, że te wymuszki to na za tydzien...

Ps. Mina męża, kiedy pochwaliłam mu się, że przedmuchałam 3 jaja na raz - BEZCENNA!




You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)