Kat czy rozjemca

08:18:00


Przeczytałam dziś na jednym z bardziej popularnych blogów parentingowych (ależ modne słowo!) - tym ciekawszym, że pisanym nie przez matkę, a przez ojca - milion pińćset sposobów na to jak zrobić, żeby rodzeństwo się nie kłóciło?

Wszystko pinknie! Tyle tylko, że nijak się ma do rzeczywistości. Zwłaszcza tej naszej, posiadania dwóch czupurnych i nadambitnych Potworów.

Już pierwsza porada wzbudziła we mnie pusty śmiech - nie angażuj się, jeśli nie jest to absolutnie konieczne, czyt. dzieci nie poradzą sobie same.

Tylko co w sytuacji, kiedy i owszem poradzą sobie doskonale, ale skończą bez zęba przedniego, oskalpowani, czy też z podbitym okiem? Czy należy uznać, że sobie nie radzą, w momencie gdy dochodzi do rękoczynów? (czyli od razu)

Ale idźmy dalej... Nie karzemy za kłótnie.

Mhmmm... jeno za poczynione podczas kłótni zniszczenia (rozwalone zabawki, odpadnięte futryny, wybite okna... czy wspominałam, że dzieci mam temperamentne? ;) ).

Nie używamy słów: nie obchodzi mnie kto zaczął.

Tyle tylko, że... czasem naprawdę mnie to nie obchodzi. Jeśli w ciagu godziny potrafią się pokłócić pięćdziesiąt tysięcy razy, to co za różnica, który podłożył iskrę? Przecież wystarczy, że brat źle spojrzy, czy weźmie większy łyk powietrza i już nieszczęście gotowe :P

I tak dalej w podobnym duchu. Nie powiem, część rad bardzo sensownych, część nawet stowsujemy - chyba że cierpliwość jest mocno nadwyrężona, wtedy dajemy na dupę, stawiamy do kąta i odbieramy wszystkie przyjemności, z jedzeniem włącznie ;)

Kluczem jednakowoż jest dla mnie zdanie, które usłyszałam ostatnio od Syna Starszego, będąc w sytuacji wyboru ukarać jednego, ukarać obu, nie karać w ogóle, iść się napić, czy wyjść z domu trzaskając drzwiami.

Nieco już podupadła na duchu zadałam rozpaczliwe pytanie:

- Co ja mam zrobić, żebyście się nie bili i nie kłócili???
- Ależ mamo - odpowiedziała ta żmija na własnym łonie wyhodowana - przecież to jest zupełnie NORMALNE, że bracia się kłócą i biją. Wszędzie tak jest.

Spojrzał na mnie jak na debila i poszedł do swojego_przed-chwilą_największego-wroga, by w pełnej harmonii przez następne dwie godziny niszczyć wyimaginowanych wrogów jako mistrz spinjitzu.

Tak sobie myślę... trzeba się było napić jednak ;)



You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)