Sport to zdrowie!

08:26:00


Sport to zdrowie! - krzyczą z każdej strony gazet. Hasło wyłazi też z internetów, lodówek, pralek i szafy, na dnie której głęboko schowane leżą buty i strój do fitnessu (piłki nożnej/biegania/wspinaczki - niepotrzebne skreślić).

Hasło dobre jak każde inne. Kiedyś królowało Cukier krzepi. Dziś na topie jest bycie fit. I w takim właśnie duchu "bycia fit", rodzinnego spędzania wolnego czasu i promowania szeroko pojętej aktywności fizycznej zorganizowano na naszej wsi turniej piłki nożnej.

Nie było by w tym nic nadzwyczajnego (w końcu takich turniejów rocznie na boisku szkolnym rozgrywają się dziesiątki jak nie więcej), gdyby nie fakt, iż primo: turniej charytatywny (z nazwy, bo tak naprawdę nie zauważyłam tam działań charytatywnych, być może były mało rozpromowane, zwyczajnie), secundo: wystawione drużyny składały się z rodziców, pracowników, urzędników i przedstawicieli służb specjalnych. Taka forma aktywizacji tych, którzy całe dnie spędzają za biurkiem, a ich aktywność fizyczna ogranicza się do ćwiczenia kciuków na padach lub ekranach tabletów/telefonów.

Żeby tradycji stało się zadość, klub karate Potwora Starszego również wystawił swoją reprezentację. Tatusiowie z pokaźnymi brzuszkami, trzeszczącymi stawami i ogólną "zastałością" skrzyknęli się radośnie na treningi - w końcu nie ma co startować w turnieju bez rozgrzewki. Potrenowane być musi!

Po pierwszym spotkaniu zakwasy dopadły 90% z nich, a połowa udała się do lekarza rozważając, skąd u nich astma. W końcu niemożliwe, żeby kondycji nie posiadali za grosz. Faceci!

Drugi trening był bardziej owocny: jedna złamana ręka (bramkarz!), jedna kontuzja nie do odzyskania zawodnika (dzień przed turniejem!) - drużyna uszczupliła swoje zasoby o dwóch kluczowych przedstawicieli. Ale co tam - kto da radę, jak nie oni? Małe przekwalifikowanie, obrońca został bramkarzem, reszta się trochę przetasowała i jazda :D

Turniej jak turniej: szalejący testosteron, przekleństwa latające w powietrzu jak atomy tlenu, kopanie po kostkach, piszczelach, wbijanie łokci w żebra, szczękę, bok. Słowem: MĘSKA GRA. Zawodnicy na boisku zmieniali się jak rękawiczki, wcale nie dla poprawy jakości gry, tylko zwyczajnie zadyszka dopadała ich po trzech minutach. Zalegali więc malowniczo wokół murawy, dla niepoznaki pozorując rozciąganie ;)

Sport to zdrowie!

Tylko dlaczego trzeba ich było z boiska znosić? ;) (nie mówiąc o noszeniu za bohaterami wszystkich gratów niczym w taborze cygańskim)

Jakby tego było mało, Potwór Starszy żądny wrażeń wystąpił w drużynie ludzkich piłkarzyków i był uprzejmy tak przydzwonić głową w metalowy słup, że obecny "na sali lekarz" minę miał nietęgą na jego widok. Źrenice jednakowoż reagowały jak powinny, nos okazał sie drożny, a na pamiątkę został Synu malowniczy guz na czole, podbite oko i siny nos. MĘSKA GRA.

Wiadomość z ostatniej chwili: zawodnicy tak zasmakowali we wspólnych treningach, iż planują regularnie spotykać się na boisku. Nie wiem, czy pracodawcy są gotowi na to masowe L4?



You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)