Co jest nie tak z tą służbą zdrowia?

14:00:00

SŁUŻBA ZDROWIA

Co jest nie tak z tą służbą zdrowia? Ktoś mógłby pomyśleć, że jestem uprzedzona. Jako dziecko mogłam nie lubić zastrzyków, bać się białych fartuchów czy coś? Ale nie. Wychowana w rodzinie, w której byli lekarze, potrafiłam godzinami przesiadywać w placówkach medycznych bawiąc się sztuczną szczęką (dziadek protetyk - wiadomo!). Skąd zatem moja niechęć do tego jakże szlachetnego tworu?

Może stąd, że oni (ta klika zua) kompletnie nie dają się lubić. Nie dają się też szanować. Traktują wszystkich z góry. I z reguły mają w dupie. O mieniu w dupie już było, ale tym razem nie o takie mienie chodzi.


JAK ZROBIĆ Z PACJENTA IDIOTĘ?

badanie moczu

Odkąd Potworek jakiś czas temu trafił do szpitala z ostrym zapaleniem nerek, które uprzejme było przerodzić się w urosepsę moje kontakty z (pseudo)służbą zdrowia uległy zdecydowanemu zintensyfikowaniu. Broń Thorze nie z mojej woli. Pisałam o tym nie raz i nie dwa.

I tak też w ubiegły wtorek trafiłam do placówki badawczej, by jak to się ładnie mówi oddać mocz. Najpierw postałam sobie pół godziny pod labem - moja wina, większość labów jest czynna od siódmej, ten był od ósmej.

Potem trafiłam przed oblicze bardzo zmęczonej życiem panienki, która obrażonym tonem poinformowała mnie, że przecież w tym tygodniu badania są wykonywane tylko we wtorki i w soboty. Spojrzała przy tym na mnie jak na rozgniecionego robala i dodała z politowaniem pomieszanym z pretensją:

Kartka wisi na drzwiach! OD TYGODNIA!

Tak jakbym kur.. codziennie meldowała się pod tym przybytkiem celem czytania wszystkich komunikatów, które łaskawie wywieszą. Że jej tam na miejscu gołymi rękoma nie udusiłam, to tylko dzięki temu, że mię nieco przytkało.


BAREIZMY WIECZNIE ŻYWE

kanapka na śniadanie

Wkurzona maksymalnie udałam się do szpitala. Tego samego, obsmarowanego w poprzednim linku. Znając modus operandi nastawiłam się odpowiednio. Jednak chyba nie dość odpowiednio, ponieważ znów udało im się mnie zaskoczyć.

Kolejka - jakieś 15 osób. Część z oddziałów, część płatnych, część nie wiadomo skąd, może dla towarzystwa. Takie hobby. Okienka dwa - wiadomo. Płatne i oddziałowe. Obsługująca osoba - jedna. Na hasło, że ja tylko po... nie dała mi dokończyć wyrzucając z siebie gromkie ZARAAAAZ! godne Pani Halinki.

Stanęłam zatem w kolejce czekając na zbawienie. Po jakiś 5 minutach przyszła łaskawie druga rejestratorka. Nie zabrała się jednakowoż do roboty, skądże znowu. To byłby nadmiar szczęścia.

Przy całym tym tłumie kłębiącym się dookoła, siadła za ladą z herbatką, wyciągnęła śniadanie zawinięte elegancko w papier jak z PRLu (dobrze, że nie w gazetę) i niewzruszenie zaczęła spożywać kanapkę, gapiąc się tępo w ścianę.

Tłum zafalował oburzeniem. Rejestratorka nr 1 czując chyba pismo nosem ewakuowała się na zaplecze pod pretekstem pilnego oddania materiału do badań. Wśród gawiedzi zawrzało.

Do baby chyba powoli zaczęło docierać, że coś jest niehalo. Odwróciła powoli wzrok i pech chciał, trafiła na moje spojrzenie. Niemal naocznie poczułam jak przez jej umysł przebiega wredne CZEGO, ale się pohamowała.

Odpytawszy mnie o karteczkę, datę urodzenia, pesel, numer buta i niemal o ilość i jakość współżycia w tygodniu łaskawie przyjęła ode mnie słoiczek z zawartością wiadomą z pretensją informując mnie, że jak nie został oddany w przeciągu godziny to wynik i tak nie będzie miarodajny.


Aaaaa, no jakbym nie stała pół godziny pod jednym labem, pół godziny w kolejce pod drugim przeczekując śniadanie, to może by i był...



You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)