Wyjazdy służbowe - błogosławienstwo czy przekleństwo samotnego rodzica?

08:00:00

wyjazd służbowy błogosławieństwo czy przekleństwo


Kilka godzin temu wróciłam z delegacji. Nie było mnie raptem półtora dnia, a czuję jakby wszystko stało na głowie. Dwa dni - niecałe dwa dni, a ja już czuję, że kiepsko ogarniam rzeczywistość. Może gdybym wyjeżdżała częściej, łatwiej było by mi wdrożyć pewne "standardy działania". I taka mnie nachodzi refleksja: wyjazdy służbowe to błogosławieństwo czy przekleństwo samotnego rodzica?


No dobrze, nie jestem może matką stricte samotną, broń Thorze. Nie jestem też matką samotnie wychowującą, nie nie. Wspiera mnie Mąż, rodzina, placówki opiekuńczo-wychowawcze, sąsiedzi, sąsiadki, nieznajomi na ulicy, co to dziwnym trafem zawsze wiedzą lepiej ode mnie, jak moje własne osobiste Potwory wychować powinnam.


BĘDĄC SŁOMIANĄ WDOWĄ

kura domowa

Prawdą jednak jest, że na co dzień jestem z Potworami sama na włościach. Mąż przebywa w miejscowości oddalonej od naszej wsi lekką ręką licząc 300 kilometrów i niestety, choćbym na rzęsach stawała, nie wymuszę na nim, by na czas każdego mojego wyjazdu pojawiał się w domu.

Z tego też tytułu miewam problemy z uczęszczaniem na treningi - udało mi się co prawda wyżebrać od Potworów dwa popołudnia w tygodniu, ale rodzima jednostka trenująca wprowadziła inne ciekawe zajęcia, które z przyjemnością bym zaszczyciła swoją obecnością, a tu dupa. 

No dobrze, mogę potomstwo posadzić przed TV i robić z siebie ajronwomena i pięć razy w tygodniu, ale nie o to przecież chodzi, prawda? Niestety, łosie dwa nie chcą też chodzić razem ze mną. A zajęcia dodatkowe własne zaliczają w godzinach wcześniejszych.

Jednym słowem - pat.


JESTEM MATKĄ, OJCEM, KIEROWCĄ, OPIEKUNEM I POGANIACZEM WIELBŁĄDÓW W JEDNYM

odpoczynek

Biorąc pod uwagę powyższe, często gęsto nosem ryję po ziemi i paradoksalnie - tylko wtedy czuję, że żyję, kiedy już prawie nie żyję ;) Oczywiście, wszystko na własne życzenie. Lubię mieć dużo zajęć, a robota jak wiadomo, kocha głupiego ;)

Chwilami jednak miewam lekko dość. Dlatego kiedy pojawiła się propozycja wyjazdu służbowego z noclegiem poza domem, aż podskoczyłam z radości. Wiadomo - każdy taki wyjazd to potencjalna okazja do rozwoju, spotkania nowych ludzi, oderwania się od codzienności.

A poza tym - żarcie podane pod ryło, wysprzątany pokój, pachnąca łazienka, czyściutkie ręczniki, miękkie łóżko i calutka noc przede mną! Odkąd mamy psa przypomniały mi się bowiem niemowlęce czasy chłopaków - wstawanie co kilka godzin, pobudka bladym świtem i bycie na gwizdek. 

Nic zatem dziwnego, że noc bez tych "ulepszaczy" stała się moim marzeniem, a delegację powitałam jak błogosławieństwo.

CO JA ZROBIĘ Z DZIEĆMI?

co zrobić z dziećmi podczas delegacji

Po pierwszej euforii przyszło jednak otrzeźwienie: co ja zrobię z Potworami? Zabrać ich ze sobą nie zabiorę. Musiałabym ciągnąć cały ten szkolno-kocio-psi majdan ze sobą. Pomijając fakt, że pies rzyga jak tylko zobaczy samochód... aż tak na łeb nie upadłam. Miałam odpoczywać, tfu... konferencjować się ;)

Wezwanie Męża do domu w trybie pilnym nie wchodziło w grę. Biorąc pod uwagę "rozkład jazdy" okazja będzie jeszcze niejedna.

Mogłabym poprosić rodziców koleżanek i kolegów Potomstwa, jak to już nie raz czyniłam (i chwała najwyższemu, że mam taką możliwość). Niestety wciśnięcie w pakiecie posikującego wszędzie szczeniaka nie wchodziło w grę.

Ch..., dupa i kamieni kupa.

Ale jak to mówią... jak trwoga to - do teściowej! Ha, od niemal 11 lat (jeszcze 2 dni!!) dziękuję za to, że mam normalnych teściów. Nie takich, co odwracają się kuprem na każdą prośbę o pomoc. Nie takich, co strzelają focha. Tudzież złośliwie dzieci nakarmią wszelkimi dobrami, tak że człowiek potem siedzi na L4 kolejny tydzień, bo dziecko rzyga dalej niż widzi.

Nie wiem, czym sobie zasłużyłam (niczym pewnie), czy może gdzieś jakaś pomyłka nastąpiła przy rozdawaniu przywilejów, ale faktem jest, że rodzina staje na wysokości zadania. Tym razem Potwory ogarniał dziadek i o ile z Synami problemów nie miał, tak "małe zoo" dołożyło kamyczek i obawiam się, że prędko nas nie odwiedzi.

Nie wiem tylko, jak mam im powiedzieć, że za 4 tygodnie znów wyjeżdżam...



You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)