Pozwolenie na broń tylko dla wybranych

08:30:00

wyjazd-na-oboz

Przychodzi taki czas w wakacje, kiedy człowiek zostaje sam w domu. Potomstwo nie mogąc się udać do placówek opiekuńczo-wychowawczych jest oddelegowywane do dziadków, cioć, wujków, na półkolonie, pełne kolonie, obozy mniej lub bardziej wędrowne, czyli gdzie tylko się da. Pisałam już zresztą o tym ostatnio tutaj.

I tak zostaje człowiek sam jak ten Kevin. Jak ma trochę szczęścia, zostaje ze Współmałżonkiem. Jak ma trochę więcej szczęścia, nie musi w tym czasie zapieprzać jak mały motorek na zakład (choć takich szczęśliwców to jest niewiele - jak już człowiek to wolne ma, przeznacza je raczej na opiekę nad Potomstwem i nigdzie go nie wysyła - kogo zresztą na to stać? ;) ). Jak ma się szczęścia trochę mniej - wraca się do pustego domu.

HOME ALONE, CZYLI CO ZROBIĆ Z TAK PIĘKNIE ROZPOCZĘTYM TYGODNIEM

toast-za-wolnosc


No i pojechali. Jeden do dziadków, drugi na obóz. Trzeci do roboty. Zachłysnęłam się wolnością. Przez pierwsze pięć minut. No może pół godziny, w końcu trzeba było trochę chałupę ogarnąć, jakieś pranie wstawić, odnaleźć w tej nowej rzeczywistości.

Po chwili kręcenia się po domu i szukania sobie zajęcia, zdałam sobie sprawę z tego, że od 10 lat przynajmniej nie byłam sama w domu przez dłuższy czas. Nie mówię tu o jednym popołudniu, czy nawet (szaleństwo!) łikendzie. Mówię tu o calutkim tygodniu!!!

Co ja zrobię z tym czasem? Tyle możliwości! 

Mogę czytać bez przeszkód, zajadając się chipsami w łóżku i nikt nie będzie marudził, że a) nie ma mnie dla bożego świata, b) chce kolację/jeść/pić/oglądać telewizję/whatever, c) kruszę w łóżku...

Mogę spędzić długie godziny grzebiąc w komputerze i nie mając wyrzutów sumienia, że kogoś zaniedbuję.

Mogę pójść na trening na trzy godziny i nie martwić się tym, że chałupa wyleci w powietrze, a opieka społeczna zrobi mi wjazd na lokal, bo dzieci nie są zaopiekowane.

Mogę pójść robić zdjęcia i wrócić po kilku godzinach, nie martwiąc się jak wyżej.

Mogę...

Mogę...

Mogę...

Tylko dlaczego mi tak smętnie przy tylu możliwościach?

MAMO, KIEDY PO MNIE PRZYJEDZIESZ?

zabierzesz-mnie-do-domu?

A potem przychodzi wieczór i zaczynają się telefony....

Potwór Młodszy jeszcze nigdy chyba nie był sam gdzieś dalej. Zawsze z nami. Albo przynajmniej z bratem. 

Pierwszego dnia cały zaaferowany opowiada, co robił, gdzie był, jakie atrakcje go spotkały, co jeszcze ma w planach. Na drugi dzień skrzydełka lekko opadają, ale trzyma fason. Trzeciego dnia zaczyna się trzeszczenie w słuchawkę, ale udaję, że coś na łączach nie styka. Idąc po rozum do głowy, Syn Młodszy rozmowę telefoniczną dnia czwartego rozpoczyna od słów:

Ja chcę już wracać do domu! - wypowiedzianych tak dobitnie, że nie daje się udawać, że nie usłyszałam.

Syn Starszy dla odmiany, choć zaprawiony w boju powinien być bardziej, dzwoni pierwszego wieczora z hasłem:

Zabierz mnie stąd!

Ciężko zbić takie ultimatum. Kochający karatĘ Potwór oświadcza, że nigdy więcej trenować nie będzie. Że ma dość krzyków, przymuszania do wielogodzinnych treningów zakończonych kilkukilometrowym biegiem przez las. 

Elementem przeważającym szalę okazuje się jednak nie morderczy trening, nie męcząca musztra, a ogrom obozowiczów. Synu Starszemu przyzwyczajonemu do ciszy, spokoju i ewentualnego towarzystwa brata, najbardziej przeszkadza ilość współtowarzyszy niedoli. 

I w tym momencie udaję się do łazienki, spoglądam w lustro i myślę: jak ja go dobrze rozumiem!

Osobiście nienawidzę tłumów, hałasu, imprez masowych i ludzi wydzierajacych się zawsze i wszędzie. Dostaję wtedy piany na pysku, mam ochotę gryźć, kopać i mordować. I dlatego coraz częściej dochodzę do wniosku, że jednak słusznym jest fakt, iż pozwolenie na broń wydają tylko jednostkom ;) 



You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)