Przed czterdziestką będę siwiuteńka, czyli przeklęta kwestia samodzielności

13:20:00

samodzielnosc-dzieci-synowie

Jak mówi staropolskie przysłowie: Małe dzieci - mały kłopot, duże dzieci - duży kłopot. I podejrzewam dość mocno, że autor nie miał na myśli li i jedynie gabarytów owych dzieci. W każdym razie ja osobiście każdego dnia przekonuję się, że przysłowia są mądrością... narodów, bo z tą moją mądrością to bywa różnie. Niestety.

Potwory codziennie udowadniają mi, że coś w tym jest. Póki były małe jedynymi problemami było jedzenie, spanie i ewentualne zapewnienie godnych warunków bytowych. Na całe szczęście nie doświadczyliśmy kolek i innych przyjemnych dla wieku niemowlęcego atrakcji.

Z każdym jednak dodatkowym miesiącem problemy zaczynały się mnożyć: mityczne skoki rozwojowe, bunty dwu-, trzy-, cztero-, czteroipół-, pięcio- [...], nastolatka wyrastały jak grzyby po deszczu, a miłość braterska z roku na rok kwitnie coraz bardziej, doprowadzając mnie momentami do białej gorączki.

BEZ WÓDKI NIE RAZBIEROSZ


Momentami łapię się na tym, że albo sobie strzelę w łeb, albo im coś zrobię, albo upiję się w sztok. Innej opcji zwyczajnie nie ma! Odkąd Potwór Starszy podjął decyzję o byciu samodzielnym bardziej, przybyło mi z milion siwych włosów.

Zaczęło się od samodzielnych powrotów ze szkoły do domu, kiedy to zapominał zadzwonić, że dotarł cały i zdrowy i nie stał się ofiarą żadnego kochającego inaczej (czyt. wielbiciela małolatów). Oczywiście dostał na tę okoliczność telefon, którego radośnie nie odbierał, zapominał lub zostawiał wyciszony. Moja wyobraźnia szalała.

Potem doszły samodzielne wyjścia "na osiedle" podczas mojej nieobecności. Niby fajnie, szlajanie się z kolegami i te sprawy. Tyle tylko, że kiedy Syn wychodził z domu o czternastej, a kiedy po moim powrocie do domu trzy godziny później nadal go nie było, zaczynałam odczuwać "lekki" niepokój. Wystarczyło niby do niego zadzwonić, ale... sytuacja z telefonem była dokładnie jak w akapicie powyżej. 

Nie chcąc być rodzicem-helikopterem napominałam jedynie delikatnie, że mógłby coś z tym zrobić, jeśli matki nie chce odwiedzać w wariatkowie. Pomagało na chwilę.

DWÓCH SAMODZIELNYCH SYNÓW TO ZA DUŻO JAK NA MOJE NERWY

nie-pozwol-na-nude-w-wakacje

Kwestia samodzielności eskalowała, kiedy Potworek zaczął domagać się swego. Po pierwsze i najważniejsze: zażądał takich samych praw jak brat. Też chce wracać sam do domu, też chce mieć swoje klucze i w ogóle.

Na całe szczęście przed podjęciem ostatecznej decyzji o nadaniu Synu Młodszemu uprawnień uchroniło mnie zakończenie roku szkolnego. Na calusieńkie dwa tygodnie temat umarł śmiercią naturalną, by powrócić ze zdwojoną (sic!) siłą w dniu rozpoczęcia półkolonii szkolnych.

Półkolonie w szkole mają to do siebie, że nie odbywają się w normalnych godzinach pracy rodzica. W tym roku placówka i tak poszła rodzicom na rękę i zaopiekowała dzieci w godzinach 8-14, a nie jak to bywało do tej pory 9-13 (który rodzic pracujący minimum 8 h w odległości min. 10 km od szkoły jest w stanie to ogarnąć bez spóźnień, wcześniejszego wychodzenia, czy też wyskakiwania z roboty "na pięć minut"? - pojęcia nie mam).

Co nie zmieniło faktu, że zakończenie zajęć o godzinie 14. nijak mnie nie urządzało. Albo będę z fabryki wychodzić 3 godziny przed czasem albo dzieciątka dostaną klucze w łapę. Biorąc pod uwagę fakt, że Syn Starszy temat miał jako tako ogarnięty i obiecał nie kłócić się z bratem za bardzo (praktyka pokazuje, że nawet jak się kłócą, to trzymają potem zmowę milczenia) - klucze zostały przydzielone.

I zaczęła się Polka-Galopka z przytupem...

PIERWSZY TYDZIEŃ PÓŁKOLONII SZKOLNYCH DOPROWADZIŁ MNIE NA SKRAJ ROZPACZY

posiwiala-ze-stresu

Z racji ciągnącego się jak guma w gaciach urlopu mojego własnego pierwsze dwa dni półkolonii minęły w miarę bezawaryjnie. Apogeum nastąpiło dnia trzeciego. Każdy pracujący na etacie człowiek wie, jak wygląda jego biurko i skrzynka mailowa po dłuższym urlopie. Dodajmy do tego stęsknionych współpracowników i ploteczki przy kawie, oczywistym jest, że owego pierwszego dnia, człowiek nie wie, w co ręce wsadzić.

Tymczasem już o godzinie 9 rano Potwór Starszy dopadł telefonu i uderzył w te słowa:

- Mamo, dlaczego nie zapakowałaś mi okularów do pływania? Przecież wiesz, że idziemy dziś na basen.

- Sam się miałeś spakować - odparłam lekko niecierpliwie, bo telefon dzwonił jak wściekły.

 - Ale mamo, ty mi je musisz teraz przywieźć.

- Nic nie muszę...

- Mamo, ale przywieź mi, proszę!

- Synu, przeciez nie mogę wyjść z pracy ot tak... (zwłaszcza że całkiem niedawno do niej dotarłam)

- Mamo, ale czy nie możesz komuś powiedzieć, że musisz wyjść?

- Nie, nie mogę...

- Ale powiedz, że musisz mi te okularki przywieźć.

Pfff.... koniec końców po dłuższych negocjacjach obrażony Syn odpuścił temat (a okularki pożyczył od ratownika).

Następny dzień okazał się wcale nie być lepszy. O godzinie 14:30 zorientowałam się, że coś jest niehalo. Dzieciaczki słodkie powinny były bowiem zameldować się już jakiś czas temu w domu.

Krótki telefon do jednego - wyłączony. Do drugiego - wyłączony. Do szkoły - nikogo już tam nie ma. Do kolegi Syna Starszego - wrócił 2 godziny temu do chaty. 

Opanowując narastającą panikę i chęć natychmiastowego gnania w stronę domu, drżącą ręką wybrałam numer telefonu sąsiadki. Na całe szczęście jej córka, zdecydowanie bardziej rozgarnięta niż Potwory, była w domu i udała się na rekonesans.

Potwory znalazły się pod drzwiami mieszkania własnego. Bez kluczy. Bez telefonów. W mokrych butach, skarpetkach i niemalże gaciach (wiadomo jaka pogoda nas ostatnio nawiedza).

Tona kamieni spadła mi z serca, a opieka społeczna chwilowo mi odpuściła.

Jestem jednakże niemal w 100%  pewna, że to nie ostatnia taka akcja. Chyba czas nabyć zapas farby do włosów!



You Might Also Like

6 komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Od razu montuj opcję "gdzie jest moje dziecko" ;)

      Usuń
  2. Z tym odbieraniem telefonu lub zadzwonieniem do mnie przez moją córę jest identycznie :) albo leży w kącie nienaładowany albo nie wiadomo gdzie jest :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba nagminne. A najbardziej stresują się rodzice :)

      Usuń
  3. ale coś zatęskniłaś za nimi czy nic? :))

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)