Bracia

08:17:00


Nie, nie, tytuł nie dotyczy zupełnie znanego w pewnych kręgach zespołu polskiego. Choć kto wie, może i z czasem pewne związki flażoletowo-piskliwe wyewoluują do takowej formy. Chwilowo jednakże się nie zanosi. Na szczęście.

A może na nieszczęście, bo jakby mi tak na gitarze basowej (no dobra, zwykła by wystarczyła) z rana zamiast na tym flażolecie... o jakże bym szczęśliwą była. Niczym ta kania na deszczu.

Ale nie, u nas niestety w ruch idzie flażolet. Raczej nie z wielkiego zamiłowania Syna Starszego do muzyki, o nie. Obawiam się, że rzecz w kwestii bycia rozrywanym flażolecistą. Przy czym słowo "rozrywanym" jest tu kluczowe. Mnie bowiem rozrywa wnętrzności, a w mózg wbija się dluga, gruba i nad wyraz tępa igła.

Nie wiem, co w tym jest, ale dźwięki flażoletu do moich ulubionych nie należą. Nawet jak ktoś grać potrafi. Bo jak nie to... sami sobie wyobraźcie. O 5 rano... I o 23 też. Godzinami. Namiętnie.

Ostatnio coś nawet udało mi się wychwycić w tych piskach i potem cały dzień za mną "Oda do radości" chodziła. Po niemiecku. CO ZA KOSZMAR!!!

Anyway... flażolet flażoletem, ale na pewnym blogu ostatnio wyczytałam, że bracia się kłócą. I piszczą. I że jeden drugiemu powietrze odbiera. Dyszy nad nim i chucha. Do ucha mu wręcz dmucha. Dręczy i męczy, a później dobija.

Obserwując Potwory wczoraj (i nie tylko, ale akurat wczoraj miałam cały dzień na te poglądowe analizy) doszłam do wniosku, że to co pisała autorka, niczym nie odbiega od naszej rzeczywistości domowej.

Dramat w trzech aktach.

Scena pierwsza:

Potworek robi lekcje. Brat przyklejony do jego pleców stoi. I nic więcej. Nic nie robi. Ale samym staniem doprowadza do szału. Potworek niewiele myśląc stosuje jedną z bardziej skutecznych znanych mu metod persfazji - pięść.

Zanim posypią się na Potworka gromy dodam, że metody ustne, przekupstwo i każda inna zostały wypróbowane wcześniej wielokrotnie. Bez skutku. Metoda siłowa skutkuje o tyle, że co prawda naraża się Potworek na odwet, ale jest spora szansa, ze ktoś (czyt. rodzic) natręta z pokoju usunie. Chociaż na ten moment odrabiania lekcji.

Chwilowy antrakt.

Scena druga:

Potwory wywleczone za uszy od rodziny za skandaliczne zachowanie ubierają się w przedpokoju. Na pełnym fochu, w powietrzu latają gromy, z oczu ciskają pioruny. Potworek Młodszy po groźbie odcięcia od elektroniki i jedzenia jednocześnie (wiadomo, dwie namiętności), bez szemrania zakłada na się co leci. Nagle słychać pełen pretensji pisk i prawa potworna noga idzie w ruch. Z całą pewnością odruchowo. Mąż stojąc nad Potworami, zaczyna młodszemu ciosać kołki an głowie tłumacząc, że przecież brat nic mu nie zrobił.

Mymmmm, zupełnie nic. Tylko przez przypadek na pewno, wspiął się na łydkę młodszego brata ściskając ją niemalże do kości - w końcu staruszek taki, musiał się przy wstawaniu podeprzeć.

Scena trzecia.

Godzina 21. Potworek mniejszy usiłuje spać. Pościel naciągnięta na głowę ma za zadanie chronić go przed światłem (starszy brat bez światła przecież nie zaśnie) oraz dochodzącymi dźwiękami... FLAŻOLETU.

Aaaaa...

Ten flażolet dobił mnie ostatecznie. Chyba pójdę porozmawiać z panią od muzyki. Czy nie mógłby syn grać na przykład na perkusji. Ćwicząc U-NIEJ-W-DOMU. O 23. Albo i później?

PS Żeby nie było, że to tylko Potworek taki uciśniony bywa. O, nieee... Sam również ma wiele za uszami. Prowokuje, hałasuje, objada. POTWORNIE ;) Kiedy jednak w przypływie rozpaczy i w poszukiwaniu ostatniej deski ratunku spytałam, co mogę zrobić, żeby przestali, odpowiedziało mi niewinne spojrzenie Potwora Starszego i pełne powagi zdanie:

Nic, bracia tak mają.

Aha, mają. Tak mają. Czyli trzeba się przyzwyczaić. Albo wyprowadzić. W obliczu dźwięków flażoletu z rana, wybieram to drugie. Plus wódkę. Morze wódki!




You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)