Dlaczego nie powinnam adoptować psa?

11:27:00

Skałowo, adopcja zwierząt

Jakiś czas temu odwiedziliśmy z Synem Młodszym schronisko dla zwierząt. Cudowne miejsce, w którym opiekunowie robią naprawdę kawał dobrej roboty i poświęcają swoim podopiecznym mnóstwo czasu i energii. Zerwaliśmy się zatem bladym świtem w sobotni poranek, by porobić uroczym psiakom sesję foto. Syn Starszy z racji wczesnej godziny (o 8. rano to się człowiek na drugi bok przewraca, a nie z domu wychodzi podobno) odmówił udziału w wycieczce, czego potem bardzo żałował.

Przyznam, że jechałam tam z duszą na ramieniu. Schroniska jako takie nie kojarzą mi się pozytywnie. Raczej mam wizję przytuliska, w którym na 2 m2 kotłuje się stado psów, podgryzając siebie nawzajem, a opiekunowie raz na jakiś czas rzucą ochłap mięcha pomiędzy tę sforę. Również opowieści różnej treści bliższych i dalszych znajomych nie napawały optymizmem.

NIE Z TEJ BAJKI

Kiedy jednak przyjechaliśmy na miejsce, naszym oczom ukazał się widok wręcz wspaniały. Ogrom metrów kwadratowych wybiegów różnych, otoczonych porządną siatką. Wszystko pięknie uporządkowane, trawka przystrzyżona. Całkiem jak w Uni!


Pierwsze wrażenie okazało się być tylko wstępem do tego, co zobaczyliśmy potem. Miałam wrażenie, że znalazłam się w jakiejś innej bajce i że takie rzeczy tylko w Erze. A jednak, jak widać, jeśli się chce, to można.


Zwierzaki co prawda przebywały za siatką, w klatkach, ale nie w ilościach zatrważających na metr kwadratowy, tylko miały całkiem sporo luzu ;) Przecierając oczy ze zdumienia zabraliśmy się do roboty. Zdziwienie jednak sięgnęło zenitu, kiedy okazało się, że opiekunowie potrafią o każdym z tych zwierzaków powiedzieć całkiem sporo: o jego historii, cechach charakteru, które można dotykać, a którego lepiej nie. Bajka.


ZAKOCHALIŚMY SIĘ!

Zakochaliśmy się z Synem Młodszym natentychmiast. W każdym z nich. 
W każdym kłębku merdającym ogonem z radości, że ktoś poświęca mu trochę czasu.
W każdej mordce śmiejącej się na nasz widok.
W każdym jednym futrze. 
Bez wyjątku.

A kiedy na wybieg wpadło stworzenie wielkości małego cielaka i z tupotem ogromnych łap pognało w stronę Potworka, serce mi zamarło.

Pożre go w całości! Albo stratuje. Stratuje jak nic! - przemknęło mi przez głowę.

Tymczasem cielak o uroczym imieniu Szura (aka Szurnięta) rzeczywiście wpadł na leżącego na palecie euro Potworka i z całą mocą swojego ciała zaczął go wylizywać, wywołując niekontrolowane wybuchy radości Syna Młodszego.

Kilkadziesiąt kilo miłości, inaczej się tego nie da określić <3

#CHCETO

Wnioski z naszej wizyty tam nie mogły być inne. Od wielu tygodni każdemu z nas (prócz Męża of kors, który zawsze jest w opozycji) kiełkowała w głowie myśl, która nagle z wizgiem eksplodowała: chcemy psa!

I się dopiero zaczęło. Oczywistym jest, że wszyscy dookoła, z Mężem na czele, chcieli, chcą i będą chcieli nas od tego chciejstwa odwieść. Już widzę te spojrzenia pełne politowania i argumenty nie_do_odrzucenia. Wśród nich koronnymi są:

Zwariowałam! (całkowicie!)
Mało mam zwierząt?
Kto się nim zajmie?
Nie dogada się z kotami!
Nie dogada się z dziećmi!
Nie dogada się z Mężem! (no to na pewno, raczej Mąż z nim :P)
W ogóle z nikim się niemota nie dogada!
Co z nim zrobimy na wakacje?
Kto z nim będzie wychodził?
Pies to obowiązek! (jakbym nie wiedziałą)
Znowu się chcę uwiązać (no ale to ja, nikogo innego nie wiążę!)
Dokładam sobie obowiązków! (SOBIE!!!)

Zrozumiałabym, gdybym dokładała tych obowiązków komuś. Ale jednyną obciążoną osobą w tym całym interesie będę ja. A ja się na to piszę. Wszystkimi czterema łapami.


LET'S ADOPT, CZYLI DLACZEGO PROCEDURA ADOPCYJNA NIE JEST PROSTA?

Nikt nie wyda nam psa, bo tak. Bo taki śliczny, bo nam się podoba, bo takie ma uroczo klapnięte uszko. Nie!

Procedura adopcyjna jest dużo bardziej "skomplikowana". Co prawda nikt nie prześwietla naszej rodziny trzy pokolenia wstecz, ale wyobrażenie, że idę, biorę i mam, i jeszcze mnie po rękach za to całują, jest z założenia błędne.

Zaczyna się od rozmowy i dobrania psiaka pod warunki, w których ma się on wychowywać. Jeśli okaże się, że żadne ze zwierząt takich nie spełnia albo nie spełniamy ich my, nikt nam psa nie wyda. Choćbyśmy mieli najpiękniejszy dom na swiecie i przywiązalibyśmy się sznurami do płotu schorniska.

Tak, tak wiem. Zwariowałam. Kolejna zachcianka. Nie mam innych kłopotów, to sprawię sobie sprawię.

Mąż nadal liczy na to, że mój charakter zdyskwalifikuje mnie w drodze do potencjalnej adopcji psa ;)



You Might Also Like

2 komentarze

  1. nie marudzę (choć na to pewnie będzie wyglądać) ale ... pies to nie kot i zupełnie innej opieki wymaga ... w tej małej przestrzeni piesek się z kotkami (kotkami od płci a nie kotkami od wieku) nieee zmieeeści ...
    wieloletni miłośnik zwierząt (głównie na zdjęciach) - tatuś

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ oczywiście, że się zmieści. 2 metry Męża ubyło. ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)