Co nasze dzieci wyniosą ze szkoły?

18:00:00

reforma edukacji

Jedna reforma oświaty goni kolejną. Miłościwie nam panujący robią wszystko, byśmy nie czuli się w temacie zbyt pewnie. Jednym słowem - nie znasz dnia, ani godziny (kiedy nastąpi zmiana). I czy to będzie dobra zmiana? Zastanawialiście się kiedyś, co nasze dzieci wyniosą ze szkoły? Skoro w kółko i bez przerwy coś się w niej zmienia?


Osobiście czekam na ten moment, kiedy ekipa rządząca uzna, że uczyć się nie trzeba w ogóle. Gdyby małoletni mogli głosować - cały elektorat ich. Co prawda teoria spiskowa mówi, że wiek szkolny obniżono po to, by gawiedź indoktrynować od maleńkości. Ale kto by tam w to wierzył?

WIEDZA TO PODSTAWA

nauka

Obiecałam sobie kiedyś, że za wszelką cenę będę się od szeroko rozumianej polityki trzymać z daleka, zatem już wracam do tematu :)

Pierwszą i podstawową rzeczą, którą dzieci powinny ze szkoły przynieść to wiedza. Wiedza teoretyczna, wiedza praktyczna, wiedza przez nas dorosłych dawno już zapomniana. Z historii, z matematyki, a nawet z języka polskiego.

Tymczasem okazuje się, że dla Potworów to wcale nie jest oczywiste. Wszelkie informacje przyswajają jakby mimochodem lub nie przyswajają ich wcale. Co gorsza okazuje się, że przyswajają wiedzę o życiu, która wcale nie jest fajna.

Ot taki na przykład fakt, że sprawiedliwości nie ma. Że dobrych ocen wcale nie otrzymuje się za myślenie. Albo - o zgrozo - że na niektórych przedmiotach myśleć samodzielnie w ogóle się nie powinno!

A potem same pały!

WIEDZA CAŁKOWICIE ZBĘDNA

czarna ospa

Kolejna rzecz, to tzw. ciekawostki, zasłyszane od kolegów lub nauczycieli.

Kiedy Potwór Starszy był w pierwszej klasie przytargał na ten przykład informację o tym, że choroby są wywoływane przez Czarnego Ducha. Jako że nie usłyszał tego na przyrodzie/biologii/środowisku (nazewnictwo przedmiotu zależne od wieku czytelnika), zakładam że nauczyciel nie miał na myśli czarnej ospy.

Czarny Duch przewijał się potem przez nasz życiorys dłuższy czas. Głównie nocami, nie dając Potworowi spać i uparcie budząc go o trzeciej nad ranem

RZECZY ABSOLUTNIE MUST HAVE

ninjago

W tym zakresie króluje dla odmiany Potworek. Co dzień przynosi w plecaku do domu resztki jedzenia, owoce i warzywa w woreczkach (absolutnie nie nadające się do niczego innego jak do wyrzucenia), tony kartek, naklejek, połamanych kredków, ołówków, resztki po ostrzeniu kredek, wydziergane własnoręcznie origami i tonę innych niezbędnych przydasiów.

Co ciekawe - on tego nie utylizuje wcale!

Kiedy wczoraj rano zapakował się do szkoły, zastanawiałam się głęboko, jakież to lekcje ma w tym dniu. Według wszelkiego prawdopodobieństwa wychodziło mi bowiem, że zajęcia będą się odbywały z lego, lego, lego i ninjago.


PRZEDMIOTY OBCE

śmieci

Pod pojęciem przedmioty obce rozumiem wszystko, czego ja u Potworów wcześniej na oczy nie widziałam. Nie zostało wyprodukowane w ramach punktu drugiego i nie otrzymał ich od nauczyciela. 

Mogą to być cudze kredki, ubrania (mieliśmy kiedyś na stanie dwie bluzy należące do nikogo), zabawki, ale i kanapki, napoje, papierki po cukierkach. Te ostatnie świadczyły tylko o tym, że Potwory dbają o dostarczenie odpowiedniej dawki cukru organizmowi we własnym zakresie. I całkowicie wbrew moim zakazom.

Czasem zdarza się, że Potwory wracają do domu bez rzeczy, którą mieć powinni. I rzecz ta dziwnym trafem znajduje się na przykład u kolegi. Tak też było w poniedziałek, kiedy zdesperowany Potwór dokonał przestępstwa i zadzwonił do mnie ze szkoły (obowiązuje w niej całkowity zakaz używania telefonów przez młodzież):


-  Mamo, ja nie mam jednego buta - poinformował mnie lekko stropiony.
- Jak to nie masz jednego buta? - zapytałam zdziwiona. - Zdezerterował ci z nogi?
- Nie no, byłem na wuefie i przebierałem się w szatni. I but mi zginął.


Hmmm... jakby zginęły dwa, mogłabym podejrzewać, że ktoś potrzebował ich bardziej. Ale jeden? 


- I nie mam też czapki - dodał Potwór - była w kurtce i nie ma.


Ręce i cycki mi opadły. Syn Starszy wrócił do domu w trampkach i oczywiście bez czapki (a był to najzimniejszy dzień w tym roku).

Po pracy zebrałam się w sobie, pojechałam do szkoły i przy wydatnej pomocy woźnej i Potworka przeszukałam wszystkie szatnie, szafki, kosze na śmieci i toalety. But zapadł się pod ziemię. Diabeł ogonem nakrył i śmiał się w kułak.

W obliczu perspektywy zakupu kolejnej pary butów i bez gwarancji, że będzie własnością Potwora przez jakiś czas, wysłałam maila do rodziców kolegów z klasy. Ostatnia deska ratunku. Jak się pewnie wszyscy domyślają, nie minęło wiele czasu, kiedy odebrałam telefon z informacją:

Mamy waszego buta!

Także tego... nasze dzieci mogą ze szkoły (nawet w jej obecnej formie) wynieść całkiem sporo. Tyle tylko, że niekoniecznie będzie to li i jedynie potrzebna wiedza ;)

Ps. Czapka też się oczywiście znalazła, jakby ktoś pytał ;)



You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)