Włosy mi wyszły! Gonić je?

09:04:00

jak ratować włosy


Wspominałam już o tym całkiem niedawno, że moje włosowe eksperymenty nie zawsze kończyły się dobrze. Pal licho, jak kolor wychodził nie taki - to zawsze szło jakoś zamaskować. W ostateczności mogłam przez jakiś czas przecież nosić czapkę (niewidkę najlepiej). Co robić jednak, kiedy włosy mi wyszły??? Gonić je?


Ciągłe farbowanie w tę i z powrotem, prostownica, lokówka, wałki termiczne - to nigdy nie kończy się dobrze. Ja jednak poszłam o krok dalej. Przecież mszcząc się na włosach, nie mogłam zapomnieć o paznokciach. Nietrafione odżywki, po których paznokcie pękały mi na pół, to tylko kropla w morzu. Ostatecznie dobiłam swoje paznokcie domowym manicurem hybrydowym. A raczej sposobem jego pozbywania się metodą na "zrywanie tapety"

A kiedy ostatecznie kłak mi wyszedł, a ręce ludziom to mogłam pokazywać li i jedynie w eleganckich skórkowych rękawiczkach (które ostatnio odjechały w siną dal wraz ze sprzedanym samochodem :( ), postanowiłam jednak coś z tym zrobić. 

OLEJEK RYCYNOWY DOBRY NA WSZYSTKO

olej rycynowy

O sposobie z olejkiem rycynowym przeczytałam nie gdzie indziej jak w książkach Joanny Chmielewskiej. Miał mi zapewnić piękny, gęsty, lśniący włos do pasa. Zapewnił długie godziny w toalecie. Chyba użłam go nie tak jak powinnam.

Doczytawszy jednakowoż, co i jak z tymi wcierkami, rozpoczęłam żmudny proces traktowania skalpu olejkiem. Centymetr przy centymetrze. Szczoteczką do zębów. Mniej więcej w połowie straciłam cierpliwość i poszłam spać. 

Tłusta poduszka, włosy nie_do_domycia i wszechogarniający wkurw - tak zakończyła się moja przygoda z olejkiem rycynowym.

Nigdy wiecej!

ROŚNIE JAK NA DROŻDŻACH

dieta drożdże
Źródło

Porzuciwszy olejek postanowiłam jednak spróbować uzupełnić braki od wewnątrz. W tym celu zakupiłam Drożdże Babuni. Gdzieś bowiem wyczytałam wspaniały przepis na odbudowę włosów i paznokci metodą na drożdżówkę. Kiedyś mnie to czytanie zgubi z pewnością!

Drożdże jak drożdże. Podzieliłam kostkę na cztery części - co za ekonomia! - wrzuciłam jedną z nich do kubeczka i zalałam wrzątkiem, jak kazał przepis. Rzekomo by zabić drożdże. Yhyyyy, moje były chyba z tytanu, bo wykipiały natentychmiast! Miałam jednak jeszcze trzy części, postanowiłam zatem eksperymentować dalej.

Autorka patentu uprzedzała o wyjątkowości smaku tegoż specyfiku. Podobno jedni piją duszkiem, inni z zamkniętymi oczami, jeszcze inni zalewają mlekiem, słodzą, solą, dodają kostkę rosołową. Wszystko by połknąć! (coś mi to przypomina, ale nie będę o tak wczesnej godzinie świntuszyć ;) ).

Nie jestem mięczakiem. Postanowiłam zatem wypić drożdże saute. Ostygnięte, bo wrzącą pijam tylko kawę. O MATKO I CÓRKO - JAKIEŻ TO JEST ŚWIŃSTWO WYJĄTKOWE! Zamknęłam oczy (jednak!) i wypiłam całość duszkiem, starając się myśleć o Anglii. Dobrze, że do zlewu było blisko!

Wytrzymałam jednak z drożdżami trzy miesiące. Dzień w dzień. Efekt: wszystkie pryszcze jakie tylko się we mnie skrywały, wyemigrowały na twarz. Ale to było chwilowe. Zaraz potem paznokcie zaczęły rosnąć jak szalone, lico się nieco polepszyło. Czy pomogło na włosy? Poniekąd. Przestały wychodzić, a na ich miejsce pojawiła się cała burza kręconych bejbików. Wyglądało to z lekka debilnie, ale w końcu odrosły ;)

OLEJKIEM AROMATYCZNYM SIĘ NATRZYJ

masaż olejkiem

Zachęcona drożdżowym sukcesem, czytałam dalej (sic!). Aż dotarłam do bloga niejakiej Kokardki Mysi oraz zaraz za nią do Anwen. I przepadłam na długie godziny. Tam dowiedziałam się, że jednak nie mam włosów 1A, a 2B (kto chce wiedzieć o co kaman, niech zajrzy do jednego z ostatnich postów Zołzy) oraz że sposoby na ich pielęgnację są... nieograniczone!

W tłumaczeniu na nasze: przy tym typie włosów nigdy nie wiadomo, co pomoże. Są pewne reguły co do tego, co na pewno zaszkodzi, ale cała reszta to rosyjska ruletka.

Zaczęłam zatem od wcierek: Jantar, Babuszka Agafia, olejki... Tak, tak, przeprosiłam się z olejkami, omijałam jednak szerokim łukiem rycynowy. Moje jelita na jego wspomnienie wciaż wygrywały IX Symfonię Beethovena. Olejek kokosowy okazał się totalnym niewypałem - gorszy spuszony kłak miałam tylko po pobycie w Chorwacji, kiedy to musiałam przez całe 2 tygodnie paradować w kapeluszu, by ludzie na mój widok nie uciekali z krzykiem.

Kokosowy nie, aragonowy jeszcze bardziej nie. W końcu gdzieś wyczytałam, że całkiem nieźle sprawdza się rossmannowski olejek do masażu Alterra. I to był strzał w dziesiątkę. Stosuję do dziś i kocham miłością wielką. Mogę się w nim tarzać cała!

DIETA TO PODSTAWA

pestki słonecznika i dyni

Kolejną rzecz, którą wyczytałam (!!!), to fakt że dieta to podstawa. Pestki słonecznika, dyni, ziarna wszelakie miały wpłynąć zbawiennie na całokształt porostu i cery. Doskonale to wpłynęły - na wielkość mojej szanownej czteroliterowej. No dobra, w przepisie nie było, że mam tego żreć paczkę dziennie...

Zrozpaczona rozmiarem postanowiłam zainwestować w suplementy: witamina A+E, krzem, skrzyp, drożdże (tym razem w tabletkach), pokrzywa, tran... zaczęłam w siebie pakować takie ilości, że na zbilansowaną dietę zabrakło miejsca. 

Efekt pojawił się natychmiast! Hybrydę musiałam poprawiać co tydzień, bo paznokcie rosły jak szalone. Włos przestał nareszcie ścielić się gęstym dywanem w wannie. A rzęsy jakby nabrały blasku. 

Niestety - uzupełnianie witaminek od wewnątrz doskonale wpłynęło też na przyrost owłosienia w pozostałych miejscach ciała (tak, tak jak słodycze jedzone wieczorem NIE IDĄ W CYCKI, tak nie da się przyspieszyć porostu włosów miejscowo - no coś za coś).

Jako że ostatni eksperyment nadal trwa, a ja powoli zaczynam przypominać yeti, będę raportować o efektach na bieżąco. O ile mnie zobaczysz, bo wiadomo... yeti do tej pory jeszcze nikt nie widział ;)



You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)