Dlaczego zostałam poganiaczem niewolników, czyli gdzie są granice wolności?

08:11:00

Poranki są zawsze takie same.
W biegu.
Z zegarkiem w ręku.
Kompletna rutyna - pobudka, herbata dla dzieci, łazienka, makijaż, budzenie dzieci.

Nawet one działają już jak automaty. Wyciągają ręce, unoszą dupki w górę, Wciągają spodnie.
Wszystko z zamkniętymi oczami, które otwierają chyba dopiero wychodząc z pokoju.
Żeby się o drzwi nie zabić.

Potem szybka herbata, śniadanie, mycie zębów, ubieranie butów, czapek, szalików, rękawiczek, kurtek...

Szybko, szybko. Pospiesz się. Idź zrób to. Zapomniałeś o tamtym.
Czuję się jak poganiacz niewolników.
Nahajem po gołych plecach.
I ideologiczną pieśnią na ustach.
Tą pieśnią w moim wypadku jest powtarzana pod nosem (żeby broń Boże nie usłyszały, bo będę musiała wrzucać do skarbonki) mantra na literę "k" ;)

Dziś rano byłam w wyjątkowym niedoczasie. I wszystko szło nie tak.
Za późno wstałam.
Zbyt długo robiłam herbatę (dlaczego ta woda się tyle gotuje).
Potwór Starszy nie był w nastroju...

A propos nastroju. Na jak daleką swobodę należy pozwolić dziecku? Całkiem niedawno przeczytałam tekst o granicach wolności, czyli działania na zasadzie "nie rób drugiemu, co tobie niemiłe". Nie przymuszaj, nie nakazuj. Nie ma ochoty. Niech nie robi. Ale czy nie wyrośnie przy tym na degenerata? ;)

Syn Młodszy po wizycie u kolegi był wczoraj wielce zafoszony. Tak wielce, że zaległ w przedpokoju, twierdząc że on się nie rozbierze i...


Nie to nie. Jemu będzie gorąco. Chce tak leżeć, proszę bardzo. Kiedy jednak z fochem odmówił wykonania pół telefonu do dziadka - argumentując rzeczowo "bo nie!", zaczęłam rozważać jego ewakuację na księżyc.

Każdy rodzic wie, jak to miło jest mieć do czynienia z dzieckiem na tak zwanym fochu. Jak się bunt dwulatka zaczyna to trwa chyba do śmierci. Czy jednak rzeczywiście nie powinniśmy w tę wolność młodego człowieka zaingerować? I przymusić? Takim małym, a przy okazji moim ulubionym, środkiem przymusu - szantażem.
W ramach socjalizacji. 
Przystosowania do życia w społeczeństwie. 

Bo wolność wolnością, ale jakąś przyzwoitość to chyba trzeba zachować?



You Might Also Like

2 komentarze

  1. Też mnie zawsze to zastanawiało. Ile można pozwolić, aby później nie weszło nam na głowę. Bezstresowe wychowanie, odbija się echem na nas, na tym że my MAMY chodzimy złe, bo nie mamy pomocy od dzieci, bo im wolno nic nie robić. Oj nie ma tak, masz rączki, masz nóżki to sam zrób. Ja zaczełam tą metode stosować, i uwierz działa. A na odpowiedź nie bo nie odpowiadam, że jak będziesz chciał też tak odpowiem. I nie mija chwilka, jak jest mamo daj, a ja odpowiadam jego stwoerdzeniem nie bo nie ;). I szybko zmienia się...

    życzę powodzenia

    a co do fochów, też mam takie zdanie, że jak zacznie w wieku dwóch lat trwa, i trwa, i trwa..........

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście nie uznaję bezstresowego wychowania, bo jednak żyjemy w społeczeństwie i jakieś normy są nam narzucane. W jakim stopniu ich będziemy przestrzegać - to inna sprawa. Ale nie chciałabym wzbudzić w dziecku poczucia, że jest pępkiem świata i wszystko mu się należy. Indywidualizm - tak. Asertywność - jak najbardziej. Ale też poszanowanie dla uczuć innych osób i empatia (nie ta "zupa z Azji" ;) ).

      Usuń

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)