Gdy nie ma dzieci w domu...

08:24:00

Jedna flaszka, druga flaszka i też trzecia, kurde bele, leci 
Dom stoi zupełnie pusty nocą kurzą się dookoła rupiecie 
Wracamy chwiejnym krokiem po okrążeniu nad ranem 
Po schodach na piechotę raczej rady nie damy 


Taaaak... miało być pięknie, miało być ładnie, wyszło jak zwykle ;)

Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni 
Gdy nie ma dzieci w domu - to jesteśmy niegrzeczni


No pojechali, pojechali. A raczej zawieźliśmy towarzystwo. Nieco pod przymusem wcisnęliśmy Dziadkom i z poczuciem tyle mamy czasu teraz! odjechaliśmy machając na pożegnanie białą chusteczką.

Dzień pierwszy: zachłyśnięcie wolnością!
Tyle mamy wolnego czasu. Możemy iść do kina, na basen, na termy, na zakupy, na spacer...
Chodźmy więc... do pracy.

A jako że temat pracy spędza mi ostatnio sen z powiek, to po ośmiu godzinach pracy, zestresowana na maxa opuściłam fabrykę lekko chwiejnym krokiem.

Ale że mamy tyle czasu!  - w ramach odprężenia i relaxu poszliśmy zwiedzać Centrum Handlowe. Przepuściwszy 3/4 otrzymanej właśnie wypłaty i z niejasnym kacem czającym się pod czaszką (za co będziemy teraz przez ten miesiąc wegetować???) wróciliśmy do domu, by oddać się rozrywkom innym ;)

Dzień drugi: co by tu...?
Drugiego dnia WOLNOŚCI!!! wena nas lekko opuściła, a dopadła rzeczywistość w postaci poumawianych miesiąc wcześniej wizyt u dentysty. Ale że wizyta wiecznie nie trwa przecież (choć siedząc na fotelu tak by się mogło wydawać), zdążyliśmy jeszcze udać się na lekki rekonesans terenu: nieco ponad 7 kilometrów w deszczu (i mamy troszeczkę kataru :P), po lokalnych ścieżkach (kocham moją wieś!).

Trochę mi ta wolność po tym biegu bokiem wyszła. A dokładnie prawym barkiem, którym aktualnie nie bardzo ruszać mogę. W zasadzie tylko w zakresie prawo-lewo, bo góra-dół to już niekoniecznie.
Tłumaczę to sobie stresowym napięciem mięśni, bo przecież niemożliwym jest, żebym była... stara!

Dzień trzeci: jaki tu spokój...


Był plan: dzieci pojadą do dziadków, w końcu posprzątamy w spokoju. Wyliżemy chatę do fundamentów niemalże. Zajrzymy w każdy kąt. Mhmmmm... Kto by sprzątał, jak jest tyle innych możliwości?

Zamknęłam pokój dzieci starając się do niego nie zaglądać, pogoniłam wyrzuty sumienia i liczę, że bałagan się sam zdematerializuje. Szanse nikłe, ale nie takie rzeczy się w przyrodzie działy, prawda?

Tymczasem udałam się spacerkiem przez wieś do sklepu jednego (powinnam tam dostać kartę stałego pobytu doprawdy! jeszcze trochę a z obsługą przejdę na "ty" i będziemy się na niedzielne obiady zapraszać), potem drugiego... Mężu z kartą rezydenta udał się do przemiłej pani stomatolog - coś jest na rzeczy, niemożliwe żeby sam z siebie tak chętnie tam biegał... hmm?

Wieczorem spotkanie towarzysko-sportowe, jedna flaszka, druga flaszka... i siup do wyra, przeca rano trzeba do fabryki. A z racji napędzania postępu i gospodarki trza wstać, kiedy ranne wstają zorze..

Jeszcze kilka dni i nocy, i wszystko wróci do normy 
Będziemy zorganizowani i poważni, uczesani i przezorni 


Z tym uczesaniem bym nie przesadzała. Ja i Potwór Mniejszy mamy w końcu swoje alter ego - włosy żyjące własnym życiem. Cała reszta natomiast się zgadza. Pretty much ;)

Tymczasem... zobaczymy co przyniesie dzień czwarty!






You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)