Gdzie są granice czyli rzecz o priorytetach

19:51:00

rzecz o priorytetach

Już po raz drugi w ciągu ostatnich dwóch tygodni choroba położyła mnie do łóżka. I to położyła tak, że nie mogłam ręką ani nogą ruszyć. Niby nic, niby bez gorączki, niby tylko ból gardła i mięśni. Za to taki, że przespałam ciurkiem dwie doby. I zaczęłam głęboko zastanawiać się nad tym, gdzie są granice? I jakie są moje priorytety.


Przez cały okres swojego życia zawodowego kichałam na choroby. Dosłownie i w przenośni. Ładowałam w siebie witaminę C, ibuprom i stawiałam się na stanowisku niczym sztygar na przodku. Zawsze pierwsza, zawsze niezawodna, zawsze na miejscu. Tyle tylko, że nikt nigdy tego nie docenił. Za to zawsze, ale to zawsze najkrótsza nawet nieobecność została odnotowana i spisana ad acta.

PRACOHOLIZM MAM WE KRWI

praca

Nigdy nie odpuszczam, zawsze biorę na siebie więcej i więcej. Dam radę! Kto jak nie ja. Pracuję we fabryce, piszę bloga jednego, drugiego, trzeciego, trochę się bawię w fotografię. W międzyczasie ogarniam Potwory i cały ten zwierzęcy majdan (fuck, patyczaki nie nakarmione!). I żałując, że doba nie jest dłuższa, wmawiam sobie, że przecież to nic takiego

W końcu - nie ja jedna. Jakiś czas temu na jednej z twarzoczaszkowych grup przeczytałam anons. Ktoś poszukiwał mam, pracujących na etacie i spełniających się blogowo. Im więcej miały na głowie - tym lepiej. Taki projekt. Nie masz nawet pojęcia, ile osób się zgłosiło. Ile matek ogarniających no co najmniej pięć razy tyle co ja. Zrobiło mi się głupio. Że ze mnie niby taki heros. A gdzie tam. Inni są bardziej z żelaza!

KIEDY ORGANIZM MÓWI DOŚĆ

choroba

Jakiś czas potem Syn Starszy przygarnął w szkole jelitówkę. Plątała się biedna samotna, nie mogąc się zdecydować, co ze sobą zrobić. A że Potwór jest dzieckiem o generalnie bardzo dobrym serduszku, zaopiekował się stworzonkiem. Na tyle skutecznie, że jelitówka zamieszkała z nami na dłużej. I pewnie pomieszkałaby jeszcze trochę, ale nad zwierzętami nie miała władzy, a Mąż przezornie czubka głowy z miasta seksu, biznesu i kokainy nie wychylił.

I to był ten pierwszy raz, kiedy mój organizm po latach heroicznej walki poddał się i położył mnie do łóżka. Dobrze, że dzieci w miarę są rozgarnięte i wyrośnięte - potrafiły podać matce herbatę. Dzięki jelitówce, na szczęście same nie miały apetytu i odpadło nam gotowanie. Zadowoliliśmy się waflami ryżowymi, dogorywając tu i tam. Tyle, że pies nie rozumiał przyczyn połogu i nachalnie domagał się spaceru.

CO JEST TWOIM PRIORYTETEM?

przeziębienie

Niecałe dwa tygodnie później we fabryce zaczęto bić na alarm, zrobił się gwałt, sytuacja podbramkowa i ktoś już teraz zaraz musiał się udać do stolicy naszych zachodnich sąsiadów. Wmawiam sobie, że padło na mnie, ponieważ znam język, a nie dlatego, że uznali, iż moja nieobecność nikomu nie zaszkodzi.

Chcąc nie chcąc władowałam się z rana do bolida i pognałam na zachód (chwalić Thora za autobany!). Trzy godziny w jedną stronę, godzina na miejscu, godzina błądzenia po stolycy (giepees odmówił posłuszeństwa), trzy godziny z powrotem. Do ogarnięcia. 


Tyle tylko, że mniej więcej w połowie drogi zaczęłam otrzymywać sygnały. Tu mnie zabolał mięsień, za chwilę tam, a w gardle z każdą chwilą lęgło się stado kaktusów. Dotarałam jednak na czas. Mission accomplished. Wieczorem zdołałam nawet wziąć udział w treningu "dla dobicia się". 


Rano już nie wstałam z łóżka. I dobrze, że tym razem Mąż do domu zjechał, bo mieszkalibyśmy w lokalu zasikanym i zas.anym przez psa i koty, bez grama nawet żarcia. Znów przez dobę nic do mnie nie docierało.


CZAS NA ODPOCZYNEK

relax

Powoli zaczyna chyba docierać do mnie, że się starzeję. I że to, co kiedyś odbębniałam ze śpiewem na ustach, teraz już nie przejdzie tak łatwo. Nie da się pracować na trzy etaty i spełniać wszystkich swoich zachcianek, nie dbając o siebie i nie dając sobie czasu na odpoczynek.

I jakby w odpowiedzi na moje rozważania, przeczytałam dziś wpis na jednym z blogów:

Angażowałam się w nie ponad moje siły i możliwości. Zarywałam noce, wiecznie bolała mnie głowa, potem z tego wiecznego niedospania przyplątały mi się inne dolegliwości. Kilka miesięcy temu dotknęłam dna. Moje zdrowie dotknęło dna. Zbyt mocno podkopało je intensywne blogowanie. Blogowanie zamiast snu … To nie działa.I już nie patrzę na to, co złe (typu statystyki). A gońcie się …  z tymi statystykami. To tylko cyferki.

W zasadzie mogę to odnieść do każdej dziedziny życia zawodowego. Bo tak jak z przyjemnością siadam do komputera i piszę posty. I z przyjemnością odpowiadam na Twoje komentarze, tak chodzenie do pracy z gorączką, czy siadanie w tym stanie do kompa już najlepszym sposobem na chorowanie nie jest.

I uwierz mi, naprawdę trzeba mieć właściwie ustalone priorytety. Jest czas na pracę, spędzanie dobrych chwil z rodziną. Jest czas na blogowanie, jest czas na trening. I trzeba też znaleźć czas na odpoczynek. Na słodkie lenistwo. Na nic nie robienie. I nie ma w tym nic złego. Naprawdę. Choć czasem ciężko przekonać o tym nawet samego siebie :)

Ps. Mąż właśnie stwierdził - patrząc na mnie - że po 10 miesiącach dojeżdżania na łikend do domu, w końcu nauczył się nie wozić ze sobą komputera. By móc odpocząć i nie musieć nic robić.



You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)