Jak wytrzymać w zamrażalniku i nie zwariować.

08:00:00

jak się rozgrzać


Od jakiegoś czasu na blogu pojawiają się jesienne posty. A to o umilaniu sobie jesiennych wieczorów, a to o oznakach nadchodzącej jesieni. Nie bez powodu. Jesień - jak wiadomo - przyszła, bez dwóch zdań. Koniec lata i bomba, a kto nie zauważył, ten trąba - parafrazując pisarza. Otóż, te wpisy pojawiają się nie bez powodu. Dziś historia o tym, jak wytrzymać w zamrażalniku i nie zwariować.


Z racji nadejścia jesieni i zbliżającego się piętnastego października ("starsze" pokolenie zapewne pamięta, że to umowna data uruchamiana kaloryferów - dziś na szczęście tę czynność determinuje temperatura, a nie kalendarz), administracja włości mych postanowiła dokonać próbnego rozruchu ogrzewania. Wiadomo, przeglądy, konserwacje - trzeba sprawdzić, póki ciepło. Wyznaczono zatem deadline (ach ta korpomowa) i...


CH*J, DUPA I KAMIENI KUPA

beznadzieja

A no właśnie - myślę, że nie stałooo się nic... Dosłownie nic. W instalacji grzewczej nawet nie zabulgotało. Ni chu.. chu... Początkowo - jakem blondynka - pomyślałam, że wina leży po stronie naszych kaloryferów. I dawaj je odpowietrzać, rozkręcać, odtykać. Skutek był żałosny, żeby nie powiedzieć - żaden. Ogrzewania dalej niet!
zimny kaloryfer

W tym momencie będzie anegdotka (niezaiteresowani mogą przejść do następnego akapitu): nie dalej jak klika lat temu kaloryfery zaczęły nam robić psikusy. Grzały to bokiem, to górą, innym razem dołem, a kiedy indziej miały nas całkowicie w poważaniu. Oczywiście Mąż - majster pierwszej wody, dawaj odpowietrzać dziadostwo. Syczało, parskało, pluło olejem, wodą i Thor wie czym jeszcze co pół godziny. Ostatecznie poddawało się zabiegom. Do czasu. W którymś momencie kaloryfery zawarły pakt przeciwko mieszkańcom i... zbiorczo zaczęły wywalać zawory, zalewając nas wodą tu i tam. U nas strzeliły dwa -  w potwornym pokoju i w kuchni. A ponieważ głupi ma szczęście, grzejnik sypialniany tym razem postanowił nas oszczędzić i chwała mu za to - odsuwanie komody, łóżka i regału nie leżało wówczas w zakresie moich możliwości.


NIE POWIEM CO, BOMBKI STRZELIŁO


Wracając do tematu... Kiedy po dłuższej chwili doszłam do jedynego słusznego wniosku, że to jednak nie u mnie sprawa się rypła, olałam temat, zakręciłam grzejniki i naiwnie się ciesząc z potencjalnie niższych rachunków poszłam spać. Głupia ja.

Po dwóch dniach bowiem temperatura rankiem spadła w okolice zera, a ja szczękając zębami zaczęłam rozkminiać, co jest nie tak. Dlaczegóż nie grzeją? Forsy nie chcą? Może czynszu nie zapłaciłam? Albo co? 

Zacierając przemarzłe paluszki wciągnęłam na dupsko spodnie od dresu, na górę mężową polarową bluzę, jegoż kurtkę (moja nie chciała na mnie wejść) i tak uroczo ubrana jak żul spod koksownika (gdzieś mi się tylko zapodziały mitenki!), wyciągnęłam psa na spacer.
koksownik

Na dole w klatce dojrzałam na drzwiach kartkę. Żółta była, oczojebna, by nawet osoba z krecim wzrokiem jak ja nie mogła jej przeoczyć. A na kartce tej annoucement Ogrzewania nie ma i nie będzie. I co nam zrobicie?

Letko mię zmroziło (sic!)... jak to nie ma? i jak to nie będzie? Czy oni sobie jaja robią? Telefon zagotował mi się w dłoni i do słuchawki w stronę Męża poleciało parę soczystych słów. Niestety, odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała. 

Wysiadł główny kocioł. Dopóki nie wymienią, nie będzie ogrzewania. Kiedy wymienią? Jak ludzie się zgodzą? Właśnie się drukują ankiety. Dwa, może trzy dni i będzie decyzja. No, może bliżej tygodnia. Dlaczego nie już? Bo to kosztuje kilkadziesiąt tysiecy peelenów. Czyli za ile będzie ogrzewanie? Przy dobrych wiartach 2-3 tygodnie.

WIATRY OKAZAŁY SIĘ BYĆ ZŁE

Pogoda popsuła się na dobre, temperatury biły rekordy w skokach w dół, a po naszych włościach wiatr hulał. Na moje oko, halny jak nic. Drugie oko przymknęłam na wszelki wypadek i udałam się do sypialni celem przejrzenia zimowej garderoby.
gorący napój

I tak sobie teraz siedzę w dwóch parach dresów, bluzie zarzuconej na sweter, szaliku, mitenkach i kapturze. Rozważałam jeszcze odkopanie jakiejś zimowej czapki, ale cieżko mi się w tym zestawie porusza. 

Nie wiem tylko dlaczego Potwory patrzą na mnie jak na przygłupa, pomykając wesoło w krótkim rękawku i boso.

Czarci pomiot.




You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)