O co chodzi z tą karatą?

14:58:00

No właśnie, o co chodzi z tą karatą? I z tą judą też?

(Historia karaty śmieszy mnie nie od dziś. Potwory z racji surowego chowu mają mocno ograniczone dobra wszelakie w postaci dostępu do plejstejszyn. Gdyby im owego dobra nie ograniczać, mogli by grać non stop. Zwłaszcza Potwór Młodszy.

Z racji zajęć dodatkowych granie w tygodniu odbywało się z poślizgiem lub nie odbywało się wcale. Któregoś razu Potwór Starszy nie mogąc doczekać się mojego powrotu do domu przysłał mi smsa następującej treści:

Mamo, czy możemy przełożyć granie na dziś, bo jutro mamy judo i karatĘ.

No jak karatĘ, to nie mogłam się nie zgodzić).

Ad rem.

Karata jest fajna, jak się z niej wychodzi. Jak są koledzy. Jak jest ulubiona trenerka.
Takoż juda.

Niefajne są co rano:

Nudno jest.
Nie chce mi się iść. (To nie idź.)
Będę się tam męczył. (To się nie męcz. Siedź i patrz, co inni robią.)
Ja wcale nie chcę iść na judo/karatę.

I tak dookoła Wojtek i w koło Macieju to samo. Przechodzi magicznie tuż po zajęciach, kiedy to wszystko jest super i w ogóle, i chodź mamo pokażę ci, co potrafię (tu następuje tłuczenie matki, tudzież walanie nią po ziemi jak workiem mocno przechodzonych kartofli - przy radosnym chichocie Potworów oczywiście, że tak sobie super z matką poradzili).

I tak sobie siedzę i dumam, co z tą karatą jest nie tak? Może to działa jak z moim bieganiem? Że wyjść mi się za ch.. , znaczy wcale z domu nie chce (mimo że mnie nosi), a jak już wracam po tych nastu kilometrach zmęczona jak pies i jak ten pies dopadnę źródła wody, to potem chodzę cały wieczór nabuzowana endorfinami, że nic tylko zacząć ćwiczyć ;)



You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)