W kapeluszu mu/jej do twarzy.

07:47:00

Wspominając plażowanie w Pogdorze i mając na oku pogodę za oknem (podobno w przyszłym tygodniu wracają upały.. całkiem jakby tu już w tym roku były ;) ) - przypominam sobie pierwsze wyjście na plażę w tym roku.

Temperatura mnie zabiła już na wstępie. Kamyczki na plaży prażyły w dupsko nawet przez koc, nagrzane mury nawet w cieniu nie przynosiły ukojenia. Na szczęście woda morska ratowała sytuację.

Z reguły zresztą, gdy docieraliśmy na plażę, było w granicach południa (taaaaak, BARDZO rozsądna godzina do wyjścia na nagrzane słońcem wybrzeże :], ale cóż...). Słońce prażyło niemiłosiernie, dodatkowo nagrzewając czerep.

Już pierwszego dnia (a w zasadzie nawet jeszcze będąc w Polsce podjęłam ten wysiłek, ale spełzł był na niczym) udałam się w poszukiwaniu nakrycia głowy. Wszelkiego rodzaju czapek z daszkiem czy też bez, chustek, turbanów i innych konstrukcji nie cierpię. Marzył mi się kapelusz. Taki z wielkim rondem, jaki miała bohaterka z powieści Agath Cristie.

Mówisz masz. W przyplażowych sklepikach kapeluszy od metra. Wybór taki, że człowiek stoi jak ta małpa i podjąć decyzji nie potrafi. Koniec końców udało mi się nabyć pleciony, z wielkim rondem. Cudo.

Z braku rozumu jednakowoż nie zdecydowałam się na biały, który byłby rozwiązaniem najlepszym, a na... granatowy (co tam, najwyżej przygrzeje mi w czerep mocniej).

Kapelusz zrobił furorę - wśród młodzieży młodszej zwłaszcza. A że urokliwy sam w sobie, to w zasadzie nie było osoby, która by w nim źle wyglądała. No co najwyżej nie najlepiej ;).







You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)