Cwany lis (a raczej lisica)

08:52:00

Kontynuując akcję "zrób sobie dobrze" wzięłam dzień urlopu. Taki tyci-tyci malutki.
Nic, że zwiazany z audiencją u lekarza z Synem Młodszym.
Nic, że związany ze stresem w związku z audiencją (mam szczerą nadzieję, że wyniki tym razem będą przynajmniej poprawne).

Ale urlop! Cały jeden dzień!
No dobra, trochę okrojony.
Bo lekarz.
Bo sprzątanie. W końcu porządek się sam przed świetami nie zrobi. Nie sam też nie chce, ale to inna bajka.
Bo trzeba by w końcu ogarnąć tę rzeczywistość.

Potworom nic nie powiedziałam.
Zaraz by było, że oni też chcą zostać w domu. I dlaczego ja mogę, a tu do placówek trzeba?

Obawiam się, że zbojkotowaliby moje jedyne wolne. Lubią tak.
Człowiek wspomina, że do fabryki następnego dnia nie idzie, a tu bęc, "mały" paw przez pół nocy. Albo inna gorączka taka, że mierzyć trzeba co dwie godziny.

Nic, że następnego dnia, kiedy człowiek podłącza sobie kawę dożylnie w postaci kroplówki, a powieki podtrzymuje zapałkami, taki delikwent jest zwarty i gotowy. I jeszcze pełen energii. Ale przecież w domu zostać musi... bo w nocy.

Ooooo, nie! Nic nie powiedziałam. Nic a nic (Mąż się chyba sam domyślił, jak nie stałam na baczność przy łóżku na dźwięk budzika. A może pamiętał?).

W każdym razie teraz się rozkoszuję tymi DWIEMA godzinami tylko dla siebie! (tyle mi zostało po obliczeniu pi razy oko rzeczy "do zrobienia").

I piję wodę, bo w końcu woda jest niezbędna do życia ;)




You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)