Męskie gry aka prawo pięści

09:12:00

Wróciły wczoraj Potwory z placu zabaw w trybie jakimś przyspieszonym. Syn Starszy z mocno nietęgą miną, ale milczący. Wysypał go brat, opowiadając o jakiś idiotach na boisku. 

Przymknęliśmy oko na słownictwo, zwłaszcza że w oczach Syna Starszego pojawiły się pierwsze łzy, i zaczęliśmy drążyć temat. Na szczęście wystarczyło jedno pytanie, by opowieść ruszyła lawiną tak gwałtowną, że podniosła Męża zza stołu, odrywając od obiadu (a to jest sztuka).

Potwory spotkały na boisku kolegów - starszych, siłą rzeczy silniejszych i najwyraźniej nauczonych, że prawo buszu nadal obowiązuje. Jako że Syn Starszy się postawił i opuścić boiska nie zamierzał, pokazali mu siłą (i jak się potem okazało umiejętnościami judo), gdzie jego miejsce.

Potwór Starszy z gatunku jak matka wycofanych, skłonny był temat odpuścić. W końcu trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść (nie)pokonanym. Mąż jednak nie z tych. Przymusił Syna Starszego do założenia butów z powrotem i zaciągnął na boisko.

Obserwowaliśmy tę akcję z Synem Młodszym z okna sypialni. Ja z niejaką obawą, Potworek lekko niecierpliwie z uwagi na obiecaną bajkę, jak brat wróci. Mąż jednkowoż stanął na wysokości zadania. Zszedł do poziomu rozmówcy, który jak się okazało, zagroził mu wcześniej wezwaniem policji (dwunastolatek!). Niestety nie udało mu się uzyskać numeru telefonu do rodziców - wyszliśmy bowiem z założenia, że taki kontakt byłby bardziej pożądany niż ruganie obcych dzieci.

Od słowa do słowa jednakże wywiązała się dyskusja, która pokazała dobitnie, że Mąż się marnuje ze swoimi predyspozycjami. Po 15 minutach dyskusji całe boiskowe towarzystwo siedziało w kręgu dookoła Męża i usiłowało naciagnąć go na zwierzenia, co należy zrobić, jeśli ktoś silniejszy atakuje.

Pozytywnym akcentem był fakt, iż mimo moich wcześniejszych obaw, młodzież nie podeszła do tematu na zasadzie: wpierdolimy ci, jak tylko twój ojciec pójdzie, ale rzeczywiście spragniona była rozmowy i chętna do zamiany siły pięści na siłę słowa.

Daje to jakąś nadzieję na przyszłość tego pokolenia...

Niemniej cały czas mam dylemat, czy w takiej sytuacji należy reagować i wspomagać Potwory, czy może dać się młodzieży dogadać samej ze sobą? Swoim dzieciom czywiście tłumaczę w kółko, że za pomocą pieści problemów się nie rozwiązuje, ale nie czuję się upoważniona do edukowania całego świata (może błędnie).

Cały czas też walczy we mnie instynkt matki-kwoki z założeniem, że muszą się nauczyć sobie radzić sami. Na całe szczeście Mąż zaprawiony w bojach (ach to dzieciństwo ;)) znacznie lepiej radzi sobie w takich sytuacjach!



You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)