Brawo ja!

08:27:00

Udało mi się spalić czajnik.
Elektryczny.
Wyłączający się z automatu przy przegrzaniu.
Brawo ja :P

Ot, odrobinę się zalał, a potem zaskwierczał, zaiskrzył i... wyzionął ducha.
Ostatkiem sił złośliwie wysadził korki. Żeby nam za lekko nie było.
(dostanie się do skrzynki z bezpiecznikami wymaga wyjęcia połowy rzeczy z szafy, umieszczonych w jej szczytowym punkcie i zazwyczaj ciężkich nieziemsko)

Oczywiście wszystko to odbyło się przy akompaniamencie milczącej nieobecności Męża. Uff. Przynajmniej się nie nasłuchałam :P W końcu od 3 miesięcy mi powtarzał, że mam wybrać nowy.

Udaliśmy się zatem z Synem Młodszym do sklepu nie dla idiotów, celem nabycia drogą kupna nowego. O matko z córką. I wszystkimi synami. Wybór mnie przerósł. Przezornie poprzedniego wieczora siadłam przy komputerze, by wytypować kilka modeli i ułatwić sobie wybór.

Tia. WSZYSTKIE były nie takie jak być powinny!!!

A to zbyt plastikowy.
A to z grzałką nie taką.
Zbyt błyszczący.
Zbyt matowy.
W ogóle jakiś z dupy.
A te kolory!!!
Sraczkowaty, kupowaty i chałowaty.

A co piękne i ładne to drogie w ... no, wiadomo w co.

Niemniej jako że czajnika nie kupujemy co 5 minut postanowiliśmy z Potworkiem pochylić się nad tematem bardziej i wybrać coś, na co ewentualnie jeszcze będzie można popatrzeć, a nie z zamkniętymi oczami gotować wodę w plastikowym szkaradztwie.

W sklepie nie dla idiotów wybór nas przerósł. Dla porównania udaliśmy się do innego AGD. Tam z kolei nie było NIC! Znaczy było. Trzy plastikowe sztuki.
Pozostał nam Kerfur na drodze do szczęścia. Alleluja, promocja na czajniki!! 50%!! Kolejka jak w Lidlu przy karpiach... Podumalimy, podumali... i z powrotem do jednostki nie dla idiotów. Wiadomo, coś dla nas!

Spędziliśmy tam li i jedynie pół godziny. Niewiele, zważywszy na wybór i różnicę w gustach - Syn optował za czajniczkiem w stylu Ludwika XVI. Zabrakło nam krzeseł, by mieć do kompletu :P

W końcu wybraliśmy -TEN i żaden inny. Piękny, ekonomiczny, w kolorze oliwkowym, nie pozostają na nim odciski palców, pojemność idealna. Tylko... powystawowy. Ugh. I żadnego innego egzemplarza.

Idąc na kompromis, bo mieliśmy już oboje totalnie dość, wybraliśmy jego brata w kolorze... no właśnie, Syn Starszy określił go buraczkowym, Mąż nazajutrz wiśniowym. W każdym razie wiadomo w jakim kierunku poszło ;)

Pozostał do rozstrzygnięcia jeszcze jeden dylemat - czy ów czajniczek przejdzie najsurowszą kontrolę i spełni wszystkie normy Męża. A tym, co go znają, powszechnie wiadomo, że to proste nie jest. Mąż nie lubi kompromisów :P

No i pytanie... czy w ogóle zmianę zauważy?

Zauważył... wiśniowy jest w sumie ok ;)



You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)