Złoty chłopak - zawodowo!

08:40:00

Uwielbiam te niedziele (z rzadka soboty), kiedy człowiek zamiast pospać w ludzkich warunkach (Tak, tak wiem, rodzice małych dzieci nie mają prawa się wysypiać. Na szczęście moje dzieci małe już nie są i pospać dadzą. Wystarczy odpowiednia dawka telewizji :P), zrywa się z samego rana, leci do łazienki, szykuje siebie, śniadanie dla innych, w biegu nie dopija kawy i biegusiem pogania towarzystwo do samochodu, bo ZAWODY!!!

Nie muszę chyba dodawać, że jak zwykle wszystko na ostatnią chwilę. W końcu zawody tym razem w sąsiedniej gminie. Na pewno zdążymy. Yhyyy... tylko nikt nie bierze pod uwagę, że Potwór Młodszy nie będzie miał absolutnie żadnej ochoty na wyjścia z samego rana i najchętniej to by jednak poleżał na kanapie.

No ale jakimś cudem udało się go zwlec, mamiąc obietnicą wszystkiego. Jedziemy...

Na hali sportowej jak zwykle sajgon. Nikt nic nie wie. Trener nie dotarł i nie wiadomo, czy dotrze (książkę by można napisać). Część dzieciaków z klubu nie została zgłoszona do zawodów. Żadna opłata nie wpłynęła. Cyrk na kółkach.

Rzucamy parę soczystych w powietrze, jeszcze kilka do trenera przez telefon. Już, już, zaraz będzie. Mhm... po 20 minutach zapada decyzja o przeprowadzeniu rozgrzewki zawodników własnym sumptem. I jest to dobra decyzja, trener dociera w momencie otwarcia zawodów. I natychmiast po wprowadzeniu zawodników znika.

Na szczęście zdążył zapłacić i całość toczy się już własnym ustalonym rytmem. Mniej więcej. Tu trochę poślizgu, tam zawodnik nie dotarł na czas na planszę, bo akurat go dekorowali z innej kategorii.

To znów tuszu w drukarce zabrakło i trzeba wypisywać dyplomy ręcznie.

Syn Starszy cierpliwie (w miarę czeka) na swoją kategorię. Matka lata z aparatem jak pokręcona po hali, by stłumić nerwy i nie przenieść je na dziecko. Syn Młodszy chwilowo nie mędzi.

W końcu docieramy do punktu kulminacyjnego - KATA chłopców, rocznik odpowiedni. Sędziów trzech, co by przekłamań nie było. Zawody w systemie pucharowym. Jadymy!

Jeden pokonany.

Drugi poległ.

Zmiana sędziego.

(W międzyczasie komentarz Syna Starszego pod adresem sędziny głównej: tej pani coś chyba nie wychodzi - no fakt, pokazuje dokładnie przeciwnie do dwóch sędziów pozostałych, ale jej prawo. Grunt, żeby Synowi wyszło).

Chwila przerwy, bo dekoracja.

I druga.

I jeszcze jedna!!!

W końcu upragniony finał - i...

MAMY ZŁOTO!!!

Syn Starszy dumny jak paw!

Matka jeszcze bardziej ;)

Po czym następuje etap czekania na dekorację - DWIE GODZINY! A kiedy już, już, teraz on! (aparat w gotowości) następuje przerwa technicza :]

Półgodzinny występ taneczny połączony z losowaniem nagród sponsorskich.

Przetrwalismy i to. Po czym okazało się, że ktoś pomylił kolejność i jeszcze 5 kategorii będzie dekorowanych przed Synem Starszym.

Dzieciaki powoli dostają pierdolca. I specjalnie się im nie dziwię.

Ale w końcu nadchodzi TEN MOMENT :))) Młody wyciąga łapy z pucharem w górę niczym Vettel, a Matka moczy mało dyskretnymi łzami obiektyw aparatu.

Ahhh...




You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)