BBLL, czyli jak dałam się omamić

14:04:00

Ósmego kwietnia minęły dwa lata, odkąd zaczęłam biegać.

Pamiętam swój "pierwszy raz" - "przebiegnięte" całe 150, no może w porywach 200 metrów, ciężka zadyszka, niemalże astma i wrażenie, że umieram. Tu. Teraz. Zaraz. Nie ma odwrotu.

Ale skoro "biegać każdy może" (akurat!), spróbowałam jeszcze raz. Tym razem 300 metrów. Allelujah!

Potem 500...

I 1000...

Pod wpływem pewnej aplikacji na smartfona udało mi sie dobrnąć do całych 5 kilometrów ciągiem!

Po dwóch miesiącach przebiegłam pierwsze siedem. Tempem emeryckim, ale zawsze.

Po drodze miałam szereg zwątpień, kontuzji, rzucania wszystkiego w diabły (nie mogę już szybciej i dalej!), ale przede wszystkim silne postanowienie niebrania udziału w owczych spędach tj. zawodach i innych biegach okolicznościowych.

Jak wiadomo - tylko krowa nie zmienia zdania.

Namówiona przez Męża, z dużym oporem, stawiłam się wczoraj na starcie Biegam Bo Lubię Lasy. Chyba tylko kameralna strona tej imprezy sprawiła, że się zdecydowałam. Mała była szansa, że wyhaczy mnie zdchającą pod krzakiem jeżyn ktoś znajomy :P (w końcu czym jest 180 startujących w porównaniu do 8000 na poznańskim półmaratonie).

Nie lubię biegać rano (start był o 11).
Nie lubię biegać po lesie (trasa przez las li i jedynie!)
Nie lubię pod górkę (summa sumarum 4 km podbiegów na trasie 9-kilometrowej)

Co mnie podkusiło?
Pojęcia nie mam.

Niemniej - zrobiłam to!

Po drodze wyplułam płuca, resztki rozumu i zawracałam sto tysięcy razy, ale udało się :)

Wniosek na przyszłość: od dziś trenuję podbiegi!!!


Ps. Zdjęcie po prawej pokazuje, jaki był plan właściwy na niedzielę ;)



You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)