Chodząca bomba zegarowa.

11:46:00

Odebrałam wczoraj telefon. Niby nic nadzwyczajnego. Odbieram ich dziennie dziesiątki. Czasem i więcej. Tych prywatnych trochę mniej, ale też się zdarzają.

Kiedy jednak na wyświetlaczu pojawił się napis "Placówka", z punktu wywołał przyspieszone bicie serca.

Odebrałam drżącą ręką. Naprawdę nie lubię tych telefonów. W placówce wiedzą o tym doskonale i czasem od progu krzyczą "z dzieckiem wszystko dobrze, ale...". Nie tym razem.

Tym razem usłyszałam coś, czego słyszeć bym nie chciała - "Syn Młodszy się skarży, że go boli brzuszek".

Czy się przeżarł? Nie wiem.
Czy to wirus? Może...

U mnie jednak pierwsza myśl  w tej sytuacji była: "Powtórka z rozrywki".

Spakowana byłam w trzy minuty. Kolejne 15 zajął mi dojazd do placówki. Z trzęsącymi się rękoma i ściskiem żołądka.

Już chyba nigdy na hasło "brzuszek" nie będę reagowała normalnie. Wyobraźnia podsuwa od razu wizję szpitala, kroplówek i tej paskudnej, wrednej i zjadającej od środka obawy o życie Młodego.

I wiem, że histeryzuję.
Wiem, że przyczyn takiego stanu rzeczy może być cała masa.
A jednak nie umiem myśleć racjonalnie.

W ciągu 15 minut drogi do domu zdążyłam sprawdzić wszystkie dostępne opcje, czynne laboratoria (dzięki bogu za internet w telefonie) i przeanalizować strategię działania.

Syn Młodszy jest jak chodząca bomba zegarowa.
Mimo to nadal mamy nadzieję, że to był jednorazowy incydent.
I że nigdy więcej się nie powtórzy.



You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)