Ot zagwozdka

08:42:00

Zrobiliśmy wczoraj z Synem Młodszym cykliczną rundę po placówkach medycznych (z tą różnicą, że tym razem przebadałam także okresowo i siebie - stan niezmienny od lat: nadal jestem ślepa jak kret).

Uwielbiam te wizyty w poradniach specjalistycznych :] Najpierw człowiek czeka 20 minut w recepcji, by powiedzieć że jest. Na recepcji 3 osoby, obsługuje całe tałatajstwo jedna, bo dwie mają nader ważną konwersację o dupie maryni i nawet się z tym nie kryją. Generalnie widać, że panie się tam nie nudzą, ale gdyby podzieliły sie robotą, może poszło by to sprawniej? Ot, taka sugestia.

Krok drugi to czekanie na wizytę - tu z reguły idzie szybciej, w końcu wg nfz pięć minut na pacjenta to jest wystarczająca ilość czasu.

Wizyta - spotykamy się z panią doktor regularnie od pół roku. Za każdym razem procedura wizyty jest taka sama: wertowanie kartoteki, co też dziecku było. Moje sprostowania, że w tym drugim wypisie jednak jest inaczej. Pani doktor doczytuje.

- Ok, to może zrobilibyśmy jeszcze takie badanie...
- Czy jest ono konieczne? (dość inwazyjne, w psychikę Młodego zwłaszcza)
- Jak nie zlecę, a coś się potem stanie, będzie pani miała do mnie pretensje.
- Mhm.. (czyli dupochron). Niemniej doktor XY stwierdził, że nie ma potrzeby...
- No to może na razie nie?

No to nie. To mierzymy ciśnienie. Pani doktor ogląda Młodego, którego nagle boli wszystko (w sumie jakby mi łapy w brzuch wciskali usiłując wymacać kręgosłup to może też by mnie bolało).

- Aha, boli. To może jednak zlecimy...

Synulec przypomina sobie pytanie zasadnicze, z którym przybył, a które mu sen z powiek spędza - czy on może na basen?

- Na pani ryzyko. Ja gwarancji nie dam, że się nic nie będzie działo. Ale jak infekcja nawróci, to badanie xyz zrobimy na pewno (taki straszak na wszelki wypadek)
- No ok, zrozumiałe. Trudno zagwarantować cokolwiek w tej sytuacji. Ale generalnie jest zdrowy i mógłby? Czy to działa na zasadzie: podejmę ryzyko albo do końca życia już nie?
- Nie no, wie pani, odporność się kiedyś tam odbuduje (wizja bliżej nieokreślonej przyszłości, raczej dalszej niż bliższej). Poza tym, po co wam ten basen?

Hmmm... jak wytłumaczyć dziecku, że nie będzie korzystać z atrakcji, z której korzysta brat, bo w zasadzie nie wiadomo dlaczego, ale tak na wszelki wypadek lepiej nie.

Wyjścia są trzy:

- podejmiemy ryzyko i będą dwa uda (albo się uda, albo się nie uda)
- nie podejmiemy ryzyka i będziemy dziecko mamić innymi atrakcjami
- nie podejmiemy ryzyka i na wszelki wypadek odizolujemy od basenu też brata, co ma być Młodemu przykro.

Obawiam się, że idąc tym tropem Syn Młodszy będzie miał dożywotni zakaz wstępu do wszelkich zbiorników wodnych, z których korzystają inni ludzie.

I szczerze mówiąc, to trochę mi pomysłów brak, jak ten problem rozwiazać.



You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)