Niezapomniana wycieczka, czyli dlaczego moja wyobraźnia mnie kiedyś zabije.

08:30:00

Pamiętam początki swojego "biegania" - jakieś 2 lata temu. Przebiegnięcie 300 metrów okazało się być wysiłkiem ponad miarę, choć wydawało mi się, że to ponad kilomert! Rozczarowanie po sprawdzeniu odległości było ogromne.

Jakiś czas później udało mi się ku swojej zgubie podpuścić Męża, by też spróbował. Mogę śmiało powiedzieć, że przebiegł ze mną swój pierwszy raz :P Początkowo chyba nie załapał bakcyla, ale że zima długa i z rowerem ciężko mu się było zebrać - zmobilizował się po raz drugi. Potem trzeci, czwarty i piąty.

Muszę mu stale podnosić poprzeczkę, bo się skubany wyrywa i chce być lepszy niż ja :P Niestety dla mnie, warunki fizyczne ma zdecydowanie lepsze. Ale jak to ktoś kiedyś powiedział, jesteśmy małżeństwem, które wiecznie ze sobą rywalizuje... Mam tylko nadzieję, że chociaż półmaraton zrobię wcześniej niż on :P

Anyway... pewnego lutowego wieczoru przeczołgnął mnie przez jakieś pola, zasieki, dziki nam się plątały między nogami i rowy melioracyjne wchodziły w paradę. Korzystając z ładnej pogody postanowiłam wczoraj sama zrobić tę trasę - w końcu za dnia na pustym polu to mi się za wiele nie stanie. Błąd!

Już na etapie dawnych pegeerów zrobiło mi się nieswojo. Znaczy zapachy były bardzo swojskie, ale żywej duszy dookoła. Wściekłe psy (niestety nie w formie płynnej) były najmniejszym zmartwieniem ;) Mając w pamięci (ach, ta niezawodna pamięć, zawsze przywołuje te najpotrzebniejsze obrazy :P ) pewną młodą damę z lasku warszawskiego przyspieszyłam.

Uff, z daleka udało mi się wypatrzyć jakąś parę na rowerach. Plus dwa pieski. Aha, czyli gdzieś jest cywilizacja! Mhm...

Widzieliście film Wrong turn? Polecam, zwłaszcza podczas takich wycieczek sceny stają przed oczami jako żywe.

W oddali udało mi się dojrzeć jakieś światełka - ani chybi samochód. Rajt! Samochód. Bus nawet. Ze sporą paką. I dwoma panami w środku. Bardzo zainteresowanymi moją różową osobą - kto by w końcu wkładał barwy maskujące, przeca wiadomo że stroje dla "biegaczek" muszą świecić z daleka. RÓŻEM!

Na szczęście nie mieli jak zawrócić, kiedy jako ta srebrzysta (tfu, różowa) strzała przemknęłam obok busa. Podejrzewam, że nie mieli nawet zamiaru, ale powiedzcie to mojej wyobraźni No to lecim dalej. Dalej był lasek, pola, jakieś obiekty przemysłowe i tadam! Dotarłam do celu. Znaczy się na cmentarz...

Stamtąd na szczęście było już blisko, okolica znajoma, rodziny z dziećmi, starsze panie ze zniczami i takie tam.

Wróciłam do domu zajechana jak koń po orce.
Niezapomniana wycieczka :D



You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)