Ooops, I did it again... and again... and again...

08:27:00

Męczy mnie czasem powtarzalność dnia codziennego. Zresztą pewnie nie tylko mnie. Jak już człowiek raz w kierat wpadnie, to ani pomyśleć o wyskoczeniu. Ileż można? Co dzień ta sama śpiewka.

Wstajemy.
Myjemy.
Ubieramy.
Śniadamy (jaki ładny czasownik, prawda?)
Jeszcze raz myjemy.
Wychodzimy.
Wsiadamy.
Jedziemy.
Wysiadamy.
Odprowadzamy.
Znowu wsiadamy.
I znowu jedziemy.
I po raz kolejny wysiadamy.
Raz jeszcze odprowadzamy.
Znóóóóóów jedzieeeeeemy.
Po raz enty wysiadamy.

(8 godziny przerwy :P)

Wychodzimy.
Wsiadamy (sic!)
Jedzieeeeeeemy.
Wysiadamy...

Aaaaaa... dzień świstaka normalnie.

Plus kwestia moja ulubiona - jakoś mało kreatywna w tym względzie jestem i nie chce mi się wymyślać, tworzyć, dobierać, godzinami w kuchni stać:


Jedyną atrakcją, od której włos się na głowie czasem jeży (dobrze, że nie mam tendencji do siwienia, bo już bym bielutka jak ta babulinka była), to pomysły Potworów. Ale to temat-rzeka, na zupełnie inną historię.



You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)