Powiedz kotku, co masz w ... lodówce?

11:30:00

No dobra, przyznam się, że ostatnio boję się zaglądać do lodówki - a nóż widelec mi stamtąd jakiś radykał wyskoczy.

Na co dzień na szczęście da się omijać oszołomów: starczy nie włączać tv, nie czytać gazet, również wydań internetowych (no może poza Pudelkiem :P) i generalnie być ślepym i głuchym. Ofkors delikatnie trzymając rękę na pulsie informacji, w końcu wroga trzeba znać.

Zadziwia mnie nieustająco, że ludzie nie filtrują sprzedawanej im papki. Potrafią zakrzyczeć, nazwać "rzodkiewką komunizmu", bo pan w kolorowym pudełku coś powiedział i to musi być święte.

Że inny też coś tam bąknął pod nosem, to już nieważne. Najistotniejsze, że mój wybranek głośno krzyczy. Taaa... krowa, która dużo ryczy mało mleka daje. Podobno.

W ciągu ostatnich dwóch tygodni ciężko jednakże było zamknąć się na napływające zewsząd informacje, no chyba że ktoś eremita. Lucky him.

Przy całej mojej ignorancji niestety nie ominęła mnie "Sunday night fever", zwłaszcza że Potwory co i rusz przynoszą z kuluarów jakieś pytania wymagające głębszego omówienia.

Kim jest polityk? Co może prezydent? Dlaczego ten pan jak jest bogaty to nie odda trochę pieniędzy biednym, tylko nam zabiera?

Ano nie wiem, synu. Tak to już jest, że Robin Hudów w dzisiejszych czasach to niewielu.

I tak dalej, i tak dalej.

Podsumowując wieczór wczorajszy, Syn Starszy wpadł w nastrój refleksyjny i drapiąc się po fryzurze "na Neuera" stwierdził nagle:

Ja to bym nie chciał, żeby oni coś zmienili w naszej wsi...

A jako że świat jest globalną wioską... też bym nie chciała. Bo w obietnice, że na lepsze to jakoś ciężko uwierzyć.



You Might Also Like

0 komentarze

Dziękuję serdecznie, że mnie odwiedziłeś i zdecydowałeś się zostawić komentarz - Twoje zainteresowanie dodaje mi skrzydeł :)